Chwyciłam poduszkę, która leżała obok i trzymałam ją teraz jak tarczę. Serce podskoczyło mi do gardła i biło nieubłaganie szybko. Cała sytuacja trwała jakby długie minuty.
Gdy drzwi się uchyliły zamknęłam szczelnie powieki i z całą siłą rzuciłam przed siebie poduszką.
Usłyszałam odgłos, bardziej zaskoczenia niż bólu.
"A czego się spodziewałaś? Rzuciłaś w niego poduszką, a nie cegłówką." - moja Podświadomość jak zawsze pomocna.
Otworzyłam oczy.
Przede mną stał zaskoczony chłopak. W jego oczach mogłam dostrzec niedowierzanie z rozbawieniem. W ręku trzymał szklankę z pomarańczową zawartością. Schylił się i podniósł poduszkę.
- Dobry rzut śpiąca królewno. – powiedział i rzucił poduszkę w nogi łóżka.
Na jego twarz błądził lekki uśmiech.
- Kim jesteś?! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
Teraz już się uśmiechał. Uniósł brew, zaśmiał się i wolną ręka wskazał na moje stopy.
Niech to szlag! U moich stóp leżała kołdra! Stałam teraz przed całkiem nieznajomym chłopakiem w samej bieliźnie!
Moja podświadomość stała z otwartą buzią i obserwowała nieznajomego mówiąc bezgłośnie „hot”.
Szybko usiadłam na łóżku i opatuliłam się kołdrą.
Karmelowe tęczówki nieznajomego wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, ale gdy zobaczył, że jedną ręką trzymam się za głowę, która przy gwałtownym ruchu dała się we znaki - ach no tak, kac, to by wszystko tłumaczyło – jego wyraz twarzy zmienił się. Teraz zachowywał jakby dystans.
Odchrząknął.
- Wypij to. – wyciągnął do mnie rękę ze szklanką. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Przewrócił oczami. – To sok pomarańczowy z lodem i sokiem z cytryny. Najlepszy na kaca.
Drżącymi rękami wzięłam od niego szklankę, patrząc w każdą stronę tylko nie w jego oczy.
Opróżniłam zawartość do połowy. Mmm, pycha. Zimna i kwaśna mieszanka doskonale gasiła pragnienie.
Po chwili szklanka była już pusta.
Nastała chwila ciszy.
Chociaż nie patrzyłam na nieznajomego, wiedziałam, że on patrzy na mnie.
- Nie odpowiedziałeś mi kim jesteś. – powiedziałam wystarczająco głośno, żeby usłyszał, mając nadzieję, że nie dostrzeże drżenia w moim głosie.
Chłopak usiadł na skraju łóżka, a ja odsunęłam się najdalej jak mogłam.
Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja podskoczyłam. Pokręcił głową i wskazał palcem na szklankę. Chwilę później odstawiał ją już na stolik obok łóżka.
- James.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nazywam się James. – powiedział z irytacją. – Przeliterować? – dodał z sarkazmem.
- Nie. – odparłam z urazą.
- Jak się czujesz? – zapytał już trochę mniej zirytowany.
Zirytowany. No właśnie jakim prawem to on jest zirytowany?! To ja obudziłam się półnaga w cudzym pokoju i siedzę teraz przed o mój boziu..
Moja podświadomość rozgościła się wygodnie na fotelu, zmrużyła oczy i założyła nogę na nogę. Ona również podziwiała widoki.
Nieznajomy, to znaczy James ma na sobie tylko spodnie od dresu. Nie ma koszulki, dzięki czemu mogę podziwiać jego tatuaże. Prawą rękę ma całą wytatuowaną, na brzuchu – o mój boziu po raz drugi! On ma kaloryfer! – z lewej strony zawiłą różę, która przechodzi pod lewy obojczyk i lewą rękę. Z jego szyi zwisa nieśmiertelnik.
Jest przystojny. Podświadomość skinieniem głowy zgodziła się ze mną.
Przełknęłam ślinę i zignorowałam jego wcześniejsze pytanie.
- Co ja tu robię? – zapytałam siląc się na ostry ton.
- Nic nie pamiętasz? – spytał unosząc brew. Pokręciłam przecząco głową.
Westchnął, a jego klatka piersiowa uniosła się i szybko opadła. Musiałam przygryźć wargę, żeby nie otworzyć z wrażenia buzi.
Jego oczy pociemniały, zacisnął zęby co sprawiło, że jego szczęka była jeszcze bardziej zarysowana.
- Przywiozłem Cię tutaj wczoraj z klubu. - spojrzał na czarny budzik na stoliku obok łóżka. – W sumie to jeszcze dzisiaj.
Cholera jest 21:49! Ile ja spałam?!
- Spałaś prawie 18 godzin. – odpowiedział na moje nieme pytanie.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – zapytałam coraz ciaśniej opatulając się kołdrą.
Wzruszył ramionami.
- Może dlatego, że jakiś pieprzony dupek próbował Cię zgwałcić, a gdy już chciałem odprowadzić Cię do przyjaciół, straciłaś przytomność? Hmm, pomyślmy? Dlatego. – każde słowo ociekało sarkazmem na kilometr.
Zgwałcić? Patrzyłam na niego wielkimi oczami.
Nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać.
Klub. Taniec z Dave’m. Picie drinków. Głośną muzykę. Potem drogę przez ciemny korytarz do tylnego wyjścia.
Dave wyznającego mi co czuje, a później… O nie!
Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam kręcić głową. W moich oczach zbierały się łzy.
Miałam teraz przed oczami obraz dwóch bijących się mężczyzn.
- Ty... – wydukałam. – To Twój głos pamiętam.
- Eureka. – wyrzucił ręce w górę, ale po chwili je opuścił widząc w jakim jestem stanie. – Spokojnie. – powiedział już łagodniej. – Jesteś bezpieczna. – wysilił się na uśmiech.
- Co z nim? Co z Dave’m? – mój głos był jeszcze bardziej cichy niż poprzednio.
- Chodzi Ci o tego dupka? Jeszcze się o niego martwisz?! – w jego głosie wyczułam zdenerwowanie.
Kiwnęłam niepewnie głową. Powinnam go nienawidzić, ale mimo wszystko…
- To mój przyjaciel. – powiedziałam.
Chłopak wydał odgłos oburzenia.
- Ciekawy mi przyjaciel! Każdą przyjaciółkę próbuje zgwałcić?! – był nieźle wkurzony.
- Co z nim? – ponowiłam pytanie ignorując jego ton.
- Jest poobijany. – widząc moją minę westchnął. – Kazałem Luke’owi odstawić go do domu.
Coś nie grało.
- Dlaczego kazałeś go odstawić? – zapytałam podejrzliwie. – I skąd mam pewność, że ten cały Luke nie zrobił mu krzywdy?!
Kolejny odgłos oburzenia.
- Nie możesz po prostu podziękować za odstawienie Twojego kochasia do domu i uratowanie Twojej cnoty? – powiedział wymijająco.
Zignorowałam to.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – powiedziałam mrużąc oczy.
Zerwał się z łóżka, tak, że dresy, które ma na sobie zjechały niżej ukazując gumkę od bokserek.
Moja podświadomość wychyliła się w fotelu, oblizała wargi i przyglądała się temu wszystkiemu z zafascynowaniem.
James przeczesał palcami włosy, które automatycznie wróciły do poprzedniego stanu.
Chodził w kółko po pokoju, aż w końcu zatrzymał się i wbił we mnie spojrzenie swoich karmelowych tęczówek. Poczułam się nieswojo . Zaczęłam poprawiać się na łóżku.
Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.
Ta sytuacja jest dziwna. Nawet bardzo.
- Jest cały, może trochę uszkodzony, ale się pozbiera. Luke nie zrobił mu krzywdy.
- Skąd się tam wziąłeś? - przechyliłam głowę w lewą stronę, żeby lepiej widzieć jego twarz.
- Przypadek. - burknął wymijająco. Kiwnęłam głową co chyba miało oznaczać, że rozumiem, było to odruchowe.
Nastała krępująca cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale nic nie mówiliśmy. Patrzył w taki sposób jakby chciał prześwietlić mnie na wylot. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
- Jak się nazywasz? - pytając oparł się o komodę stojącą pod ścianą.
- Ana. - rzuciłam. - Przeliterować? - dodałam z takim samym sarkazmem jakiego sam użył przedstawiając się chwilę wcześniej.
Na jego twarzy dostrzegłam rozbawienie, które w ułamku sekundy zmieniło się w rozdrażnienie. Zastanawiałam się czy przypadkiem mi się nie przywidziało.
Spojrzałam na budzik. 22:20. Zerwałam się z łóżka tym razem owinięta kołdrą.
- Muszę wracać do domu! – wykrzyknęłam z przerażeniem.
Chłopak kiwnął głową i podszedł do krzesła, które stało obok biurka. Wziął z niego jakieś rzeczy i podszedł do mnie. Dopiero, gdy mi je dawał zorientowałam się, że to moja sukienka.
Przechyliłam głowę w bok i przyglądałam mu się czujnie.
- Tak właściwie, to dlaczego jestem… - patrzył na mnie zaciekawiony. – no wiesz… półnaga?
Uśmiechnął się. Ma piękny uśmiech.
- Chyba nie myślisz, że… - urwał i przyglądał się mojej minie. – Byłaś przemoczona, a poza tym gdy wnosiłem Cię do domu zwymiotowałaś na mnie, przy okazji brudząc sobie sukienkę.
Zrobiłam przepraszającą minę.
- Przepraszam. – wydukałam zakłopotana.
Powinnam być mu wdzięczna. Przecież mnie uratował.
- Wyprałem ją. - wskazał na rzecz, którą nadal trzymałam w dłoniach. - Ubierz się. Korytarzem na prawo jest łazienka. Jak będziesz gotowa zejdź na dół. Zrobię Ci coś do jedzenia.
Kiwnęłam głową, a on wyszedł. Jedzenie. Hmm, gdy to powiedział nagle uświadomiłam sobie, że jestem głodna.
Gdy już się ogarnęłam, tyle na ile było to możliwe, zeszłam na dół.
Ma ogromny dom to niemożliwe, żeby mieszkał sam.
James czekał na mnie w kuchni. Weszłam po cichu. Sama nie wiem dlaczego kryłam swoją obecność. Chłopak stał oparty o blat ze zwieszoną głową, a w tle leciała cicho jakaś piosenka.
Odchrząknęłam. Odwrócił się w moją stronę i dziwnie przyglądał.
Po dłuższej chwili, która coraz bardziej stawała się niezręczna odwrócił wzrok, przeczesał palcami włosy i wskazał na wyspę po środku kuchni.
- Jedz. - rozkazał.
Skinęłam głową. Nie spodobał mi się jego ton, ale nie było sensu się kłócić, tym bardziej, że jestem cholernie głodna.
Przygotował pancakes z sosem klonowym i dżemami. Obok talerza stała szklanka z sokiem pomarańczowym.
Usiadłam i zaczęłam jeść. Było mi trochę dziwnie, bo chłopak obserwował każdy mój ruch.
- Przepraszam, że pytam, ale zabrałeś ze sobą moją torebkę? - wymamrotałam między kęsami.
Pokręcił przecząco głową.
- Musiała tam zostać. - minę miał przepraszającą.
- Okey rozumiem. - kiwnęłam głową. Naprawdę rozumiałam, nie miał obowiązku zabierać ze sobą mojej torebki.
- Rodzice będą mocno źli? - zapytał.
Pokręciłam głową.
- Nie ma ich. Rano mieli wyjechać do dziadków.
"Całe szczęście, w przeciwnym wypadku po powrocie do domu mogłabyś pożegnać się z życiem" - wtrąciła moja podświadomość. Z tym się z nią zgodzę.
Skończyłam posiłek i wstałam od blatu.
- Jedziemy? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
Gdy drzwi się uchyliły zamknęłam szczelnie powieki i z całą siłą rzuciłam przed siebie poduszką.
Usłyszałam odgłos, bardziej zaskoczenia niż bólu.
"A czego się spodziewałaś? Rzuciłaś w niego poduszką, a nie cegłówką." - moja Podświadomość jak zawsze pomocna.
Otworzyłam oczy.
Przede mną stał zaskoczony chłopak. W jego oczach mogłam dostrzec niedowierzanie z rozbawieniem. W ręku trzymał szklankę z pomarańczową zawartością. Schylił się i podniósł poduszkę.
- Dobry rzut śpiąca królewno. – powiedział i rzucił poduszkę w nogi łóżka.
Na jego twarz błądził lekki uśmiech.
- Kim jesteś?! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
Teraz już się uśmiechał. Uniósł brew, zaśmiał się i wolną ręka wskazał na moje stopy.
Niech to szlag! U moich stóp leżała kołdra! Stałam teraz przed całkiem nieznajomym chłopakiem w samej bieliźnie!
Moja podświadomość stała z otwartą buzią i obserwowała nieznajomego mówiąc bezgłośnie „hot”.
Szybko usiadłam na łóżku i opatuliłam się kołdrą.
Karmelowe tęczówki nieznajomego wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, ale gdy zobaczył, że jedną ręką trzymam się za głowę, która przy gwałtownym ruchu dała się we znaki - ach no tak, kac, to by wszystko tłumaczyło – jego wyraz twarzy zmienił się. Teraz zachowywał jakby dystans.
Odchrząknął.
- Wypij to. – wyciągnął do mnie rękę ze szklanką. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Przewrócił oczami. – To sok pomarańczowy z lodem i sokiem z cytryny. Najlepszy na kaca.
Drżącymi rękami wzięłam od niego szklankę, patrząc w każdą stronę tylko nie w jego oczy.
Opróżniłam zawartość do połowy. Mmm, pycha. Zimna i kwaśna mieszanka doskonale gasiła pragnienie.
Po chwili szklanka była już pusta.
Nastała chwila ciszy.
Chociaż nie patrzyłam na nieznajomego, wiedziałam, że on patrzy na mnie.
- Nie odpowiedziałeś mi kim jesteś. – powiedziałam wystarczająco głośno, żeby usłyszał, mając nadzieję, że nie dostrzeże drżenia w moim głosie.
Chłopak usiadł na skraju łóżka, a ja odsunęłam się najdalej jak mogłam.
Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja podskoczyłam. Pokręcił głową i wskazał palcem na szklankę. Chwilę później odstawiał ją już na stolik obok łóżka.
- James.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nazywam się James. – powiedział z irytacją. – Przeliterować? – dodał z sarkazmem.
- Nie. – odparłam z urazą.
- Jak się czujesz? – zapytał już trochę mniej zirytowany.
Zirytowany. No właśnie jakim prawem to on jest zirytowany?! To ja obudziłam się półnaga w cudzym pokoju i siedzę teraz przed o mój boziu..
Moja podświadomość rozgościła się wygodnie na fotelu, zmrużyła oczy i założyła nogę na nogę. Ona również podziwiała widoki.
Nieznajomy, to znaczy James ma na sobie tylko spodnie od dresu. Nie ma koszulki, dzięki czemu mogę podziwiać jego tatuaże. Prawą rękę ma całą wytatuowaną, na brzuchu – o mój boziu po raz drugi! On ma kaloryfer! – z lewej strony zawiłą różę, która przechodzi pod lewy obojczyk i lewą rękę. Z jego szyi zwisa nieśmiertelnik.
Jest przystojny. Podświadomość skinieniem głowy zgodziła się ze mną.
Przełknęłam ślinę i zignorowałam jego wcześniejsze pytanie.
- Co ja tu robię? – zapytałam siląc się na ostry ton.
- Nic nie pamiętasz? – spytał unosząc brew. Pokręciłam przecząco głową.
Westchnął, a jego klatka piersiowa uniosła się i szybko opadła. Musiałam przygryźć wargę, żeby nie otworzyć z wrażenia buzi.
Jego oczy pociemniały, zacisnął zęby co sprawiło, że jego szczęka była jeszcze bardziej zarysowana.
- Przywiozłem Cię tutaj wczoraj z klubu. - spojrzał na czarny budzik na stoliku obok łóżka. – W sumie to jeszcze dzisiaj.
Cholera jest 21:49! Ile ja spałam?!
- Spałaś prawie 18 godzin. – odpowiedział na moje nieme pytanie.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – zapytałam coraz ciaśniej opatulając się kołdrą.
Wzruszył ramionami.
- Może dlatego, że jakiś pieprzony dupek próbował Cię zgwałcić, a gdy już chciałem odprowadzić Cię do przyjaciół, straciłaś przytomność? Hmm, pomyślmy? Dlatego. – każde słowo ociekało sarkazmem na kilometr.
Zgwałcić? Patrzyłam na niego wielkimi oczami.
Nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać.
Klub. Taniec z Dave’m. Picie drinków. Głośną muzykę. Potem drogę przez ciemny korytarz do tylnego wyjścia.
Dave wyznającego mi co czuje, a później… O nie!
Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam kręcić głową. W moich oczach zbierały się łzy.
Miałam teraz przed oczami obraz dwóch bijących się mężczyzn.
- Ty... – wydukałam. – To Twój głos pamiętam.
- Eureka. – wyrzucił ręce w górę, ale po chwili je opuścił widząc w jakim jestem stanie. – Spokojnie. – powiedział już łagodniej. – Jesteś bezpieczna. – wysilił się na uśmiech.
- Co z nim? Co z Dave’m? – mój głos był jeszcze bardziej cichy niż poprzednio.
- Chodzi Ci o tego dupka? Jeszcze się o niego martwisz?! – w jego głosie wyczułam zdenerwowanie.
Kiwnęłam niepewnie głową. Powinnam go nienawidzić, ale mimo wszystko…
- To mój przyjaciel. – powiedziałam.
Chłopak wydał odgłos oburzenia.
- Ciekawy mi przyjaciel! Każdą przyjaciółkę próbuje zgwałcić?! – był nieźle wkurzony.
- Co z nim? – ponowiłam pytanie ignorując jego ton.
- Jest poobijany. – widząc moją minę westchnął. – Kazałem Luke’owi odstawić go do domu.
Coś nie grało.
- Dlaczego kazałeś go odstawić? – zapytałam podejrzliwie. – I skąd mam pewność, że ten cały Luke nie zrobił mu krzywdy?!
Kolejny odgłos oburzenia.
- Nie możesz po prostu podziękować za odstawienie Twojego kochasia do domu i uratowanie Twojej cnoty? – powiedział wymijająco.
Zignorowałam to.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – powiedziałam mrużąc oczy.
Zerwał się z łóżka, tak, że dresy, które ma na sobie zjechały niżej ukazując gumkę od bokserek.
Moja podświadomość wychyliła się w fotelu, oblizała wargi i przyglądała się temu wszystkiemu z zafascynowaniem.
James przeczesał palcami włosy, które automatycznie wróciły do poprzedniego stanu.
Chodził w kółko po pokoju, aż w końcu zatrzymał się i wbił we mnie spojrzenie swoich karmelowych tęczówek. Poczułam się nieswojo . Zaczęłam poprawiać się na łóżku.
Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.
Ta sytuacja jest dziwna. Nawet bardzo.
- Jest cały, może trochę uszkodzony, ale się pozbiera. Luke nie zrobił mu krzywdy.
- Skąd się tam wziąłeś? - przechyliłam głowę w lewą stronę, żeby lepiej widzieć jego twarz.
- Przypadek. - burknął wymijająco. Kiwnęłam głową co chyba miało oznaczać, że rozumiem, było to odruchowe.
Nastała krępująca cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale nic nie mówiliśmy. Patrzył w taki sposób jakby chciał prześwietlić mnie na wylot. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
- Jak się nazywasz? - pytając oparł się o komodę stojącą pod ścianą.
- Ana. - rzuciłam. - Przeliterować? - dodałam z takim samym sarkazmem jakiego sam użył przedstawiając się chwilę wcześniej.
Na jego twarzy dostrzegłam rozbawienie, które w ułamku sekundy zmieniło się w rozdrażnienie. Zastanawiałam się czy przypadkiem mi się nie przywidziało.
Spojrzałam na budzik. 22:20. Zerwałam się z łóżka tym razem owinięta kołdrą.
- Muszę wracać do domu! – wykrzyknęłam z przerażeniem.
Chłopak kiwnął głową i podszedł do krzesła, które stało obok biurka. Wziął z niego jakieś rzeczy i podszedł do mnie. Dopiero, gdy mi je dawał zorientowałam się, że to moja sukienka.
Przechyliłam głowę w bok i przyglądałam mu się czujnie.
- Tak właściwie, to dlaczego jestem… - patrzył na mnie zaciekawiony. – no wiesz… półnaga?
Uśmiechnął się. Ma piękny uśmiech.
- Chyba nie myślisz, że… - urwał i przyglądał się mojej minie. – Byłaś przemoczona, a poza tym gdy wnosiłem Cię do domu zwymiotowałaś na mnie, przy okazji brudząc sobie sukienkę.
Zrobiłam przepraszającą minę.
- Przepraszam. – wydukałam zakłopotana.
Powinnam być mu wdzięczna. Przecież mnie uratował.
- Wyprałem ją. - wskazał na rzecz, którą nadal trzymałam w dłoniach. - Ubierz się. Korytarzem na prawo jest łazienka. Jak będziesz gotowa zejdź na dół. Zrobię Ci coś do jedzenia.
Kiwnęłam głową, a on wyszedł. Jedzenie. Hmm, gdy to powiedział nagle uświadomiłam sobie, że jestem głodna.
Gdy już się ogarnęłam, tyle na ile było to możliwe, zeszłam na dół.
Ma ogromny dom to niemożliwe, żeby mieszkał sam.
James czekał na mnie w kuchni. Weszłam po cichu. Sama nie wiem dlaczego kryłam swoją obecność. Chłopak stał oparty o blat ze zwieszoną głową, a w tle leciała cicho jakaś piosenka.
Odchrząknęłam. Odwrócił się w moją stronę i dziwnie przyglądał.
Po dłuższej chwili, która coraz bardziej stawała się niezręczna odwrócił wzrok, przeczesał palcami włosy i wskazał na wyspę po środku kuchni.
- Jedz. - rozkazał.
Skinęłam głową. Nie spodobał mi się jego ton, ale nie było sensu się kłócić, tym bardziej, że jestem cholernie głodna.
Przygotował pancakes z sosem klonowym i dżemami. Obok talerza stała szklanka z sokiem pomarańczowym.
Usiadłam i zaczęłam jeść. Było mi trochę dziwnie, bo chłopak obserwował każdy mój ruch.
- Przepraszam, że pytam, ale zabrałeś ze sobą moją torebkę? - wymamrotałam między kęsami.
Pokręcił przecząco głową.
- Musiała tam zostać. - minę miał przepraszającą.
- Okey rozumiem. - kiwnęłam głową. Naprawdę rozumiałam, nie miał obowiązku zabierać ze sobą mojej torebki.
- Rodzice będą mocno źli? - zapytał.
Pokręciłam głową.
- Nie ma ich. Rano mieli wyjechać do dziadków.
"Całe szczęście, w przeciwnym wypadku po powrocie do domu mogłabyś pożegnać się z życiem" - wtrąciła moja podświadomość. Z tym się z nią zgodzę.
Skończyłam posiłek i wstałam od blatu.
- Jedziemy? - zapytał.
Kiwnęłam głową.
***
Podałam mu adres i chłopak ruszył w stronę mojego domu. Zaskoczyło mnie, że zanim wsiadłam do auta otworzył mi drzwi.
Nie rozmawialiśmy ze sobą, a ta cisza najwidoczniej nie przeszkadzała, ani jemu, ani mnie.
Chłopak podśpiewywał pod nosem piosenki, które właśnie leciały w radiu. Chyba myślał, że tego nie słyszę. Ma ładny głos.
Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Jakoś zbytnio mu się nie spieszyło.
James zatrzymał samochód na moim podjeździe.
- Dzięki. - wydukałam nie patrząc na niego.
Chłopak wysiadł i po chwili otworzył mi drzwi. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie ma sprawy. - podał mi rękę.
Patrzyliśmy na siebie chwilę, ale naszą uwagę przykuł jakiś ruch na schodach.
Patrzyłam na zbliżającą się postać, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Stałam jak zamurowana.
- Ana. - zaszlochał zrozpaczonym głosem.
Tyle wystarczyło. Już wiem kto to.
Stał teraz naprzeciwko mnie. Kątem oka widziałam, że James sztywnieje gotowy do działania.
- Ana... - nie dałam mu dokończyć policzkując go.
Nie rozmawialiśmy ze sobą, a ta cisza najwidoczniej nie przeszkadzała, ani jemu, ani mnie.
Chłopak podśpiewywał pod nosem piosenki, które właśnie leciały w radiu. Chyba myślał, że tego nie słyszę. Ma ładny głos.
Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Jakoś zbytnio mu się nie spieszyło.
James zatrzymał samochód na moim podjeździe.
- Dzięki. - wydukałam nie patrząc na niego.
Chłopak wysiadł i po chwili otworzył mi drzwi. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie ma sprawy. - podał mi rękę.
Patrzyliśmy na siebie chwilę, ale naszą uwagę przykuł jakiś ruch na schodach.
Patrzyłam na zbliżającą się postać, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Stałam jak zamurowana.
- Ana. - zaszlochał zrozpaczonym głosem.
Tyle wystarczyło. Już wiem kto to.
Stał teraz naprzeciwko mnie. Kątem oka widziałam, że James sztywnieje gotowy do działania.
- Ana... - nie dałam mu dokończyć policzkując go.
____________________________________________
Tadam! Jest, czekał na Was bardzo długo, bo aż calutki tydzień!
Na początku chciałabym podziękować za wszystkie kokentarze! Niesamowicie wiele to dla mnie znaczy! Jesteście cudowni, wszyscy razem i każdy z osobna!
Dziękuję też Dominice, za "rozruszanie" tego wszystkiego, jesteś wspaniała!
Przypominam także o grupie, do której serdecznie Was zapraszam:
https://www.facebook.com/groups/548319805324643/
Dziękuję też Dominice, za "rozruszanie" tego wszystkiego, jesteś wspaniała!
Przypominam także o grupie, do której serdecznie Was zapraszam:
https://www.facebook.com/groups/548319805324643/
A teraz kilka pytań do Was:
Jak podoba Wam się rozdział?
Co myślicie o naszym James'ie?
To chyba oczywiste, ale jak myślicie: Kogo spoliczkowała Ana?
Jak podoba Wam się Podświadomość? Ciągnąć jej wątek?
Buziaki i dobrego tygodnia! <3
Bardzo mi się podoba. :D Jestem ciekawa co dalej. Czy tylko ja podejrzewam, że nazwa opowiadania jest związana z tym, że James tak naprawdę nie był tam przypadkiem? Przez to jestem ciekawa jeszcze bardziej!
OdpowiedzUsuńŻyczę weny. :*
/Nika
Założenie było takie, że wszystko co będzie się działo w ich znajomości, nie będzie przypadkiem. :) Ale o tym czy akurat był tam przypadkiem, czy nie dowiesz się w dalszych częściach. :p
UsuńDziękuję, przyda się bardzo! Ale Tobie też jej życzę, bo czekam na Arona! <3
Rozdział świetny. Jestem bardzo ciekawa kolejnych rozdziałów . I czekam na nie z niecierpliwością :) Ciekawe co teraz będzie z Dave'm i jak James się zachowa . Życzę weny :) :*
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! <3
UsuńPodoba mi się jak piszesz ! Jestem ciekawa co będzię dalej !
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) :)
Usuń