niedziela, 17 kwietnia 2016

(Nie) przypadek VI

- Nie. Powiedziałam to raz i powtórzę kolejny! NIE! - mierzyłam go wzrokiem oburzona. - Przeliterować Ci to?
Chłopak zaśmiał się, co muszę przyznać, było miłym dźwiękiem.
- Widzę, że niezmiernie Cię to bawi. - założyłam ręce na piersi i prychnęłam.
- Nie bawi mnie moja propozycja, tylko Ty. - jego oczy były bardzo rozbawione. Można było dostrzec w nich iskierki.
- Jeżeli chcesz osoby, z której można się pośmiać to wypożycz sobie klauna. - obróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia. Mam gdzieś jego informacje. Sama sobie poradzę. Torowałam sobie drogę przepychając się przez tłum.
- Głupi... głupek! - prychnęłam pod nosem.
- Nie jesteśmy w przedszkolu, maleńka. - czyjaś ręka oplotła mnie w pasie. - Chyba znasz więcej brzydkich słów. - obrócił mnie do siebie trzymając za biodra.
Wyrwałam się i spoliczkowałam go. Parę osób zwróciło na nas uwagę.
- Nie chcesz, żebym ich użyła. - syknęłam. - I trzymaj ręce przy sobie.
Chłopak pocierał twarz. Był bardziej zaskoczony niż cierpiał z bólu.
- Zaproponowałem Ci prosty układ. - spojrzał mi w oczy.

*** James ***

Jej osoba coraz bardziej mnie irytowała.
- Głupi... głupek. - gdy ją dogoniłem usłyszałem jej rozdrażniony głos. 
Oplotłem ją ręką w pasie i przyciągnąłem do siebie.
- Nie jesteśmy w przedszkolu, maleńka. - jej ciało zadrżało, dlatego przyciągnąłem ją jeszcze bliżej. - Chyba znasz więcej brzydkich słów.
Obróciłem ją do siebie, a ona w tym czasie wymierzyła cios.
- Nie chcesz, żebym ich użyła. - syknęła. - I trzymaj ręce przy sobie.
Potarłem twarz. Zaskoczyła mnie, muszę jej to przyznać. Kątem oka zauważyłem zbliżającego się do nas Luke'a.
- Wszystko gra James? - z mojej lewej strony pojawił się przyjaciel.
Zignorowałem jego słowa i zwróciłem się do dziewczyny.
- Jeżeli nie pojawi się do jutra, wiesz gdzie mieszkam. - zauważyłem jak głośno przełyka ślinę.
Odwróciłem się i rzuciłem krótkie "idziemy" w stronę przyjaciela.
Wyszliśmy z lokalu.
- Co to do cholery było? - Luke nie dawał za wygraną.
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem przed siebie.
*** Ana ***

Fakt, że prawdopodobnie tylko ten idiota mógł powiedzieć mi co dzieje się z moim bratem, działał mi na nerwy.
Całą imprezę spędziłam przy stoliku obserwując beztrosko bawiących się przyjaciół. Ubłagałam Jorge'a o zwrot mojego telefonu i pod pretekstem bólu głowy wróciłam do domu. 
Leżałam na łóżku patrząc w sufit. Zapamiętałam chyba każdy jego centymetr.
Był późny wieczór, a Mike'a jak nie było tak nie ma. Rodzice wrócili około 4 i od tamtej pory wyszli tylko raz z pokoju. Nie zadawałam sobie nawet trudu wyciągnięcia z nich czegokolwiek, bo byłoby to marne w skutkach.
Coraz bardziej zastanawiałam się nad propozycją tego idioty. Przecież nie wywiezie mnie i nie zabije. Miał już do tego okazję.
Złapałam telefon i zadzwoniłam jeszcze raz do brata. "Abonent ma wyłączony telefon..."
Zaczęłam kląć pod nosem.

W końcu nad ranem, gdy robiło się już jasno odpłynęłam.
Obudził mnie klakson samochodu uporczywie dający znać o niezapowiedzianym gościu.
Usłyszałam trzask drzwi i podniesione głosy. Zerwałam się z łóżka i zarzucając na siebie bluzę przewieszoną przez krzesło ruszyłam w kierunku odgłosów.
- Powiedziałem Ci, że jeżeli nie opuścisz terenu mojej posesji będę zmuszony zawiadomić odpowiednie służby! - usłyszałam podniesiony głos ojca.
- Powiedziałem Ci, że jeżeli nie pozwolisz mi porozmawiać z Twoją córką, będę stać tu tak długo aż sama zejdzie. - ton głosu jego rozmówcy wywołał u mnie ciarki.


niedziela, 28 lutego 2016

(Nie) przypadek V



Rodzice wyszli bez słowa. Nie raczyli nawet powiedzieć o której wrócą.
Wyjęłam z garderoby czarne rurki z przetarciami na kolanach i asymetryczną białą bluzkę odsłaniającą kawałek brzucha. Miałam ochotę dodać do całego zestawu czarne vansy, ale przed oczami miałam już wyraz twarzy Amy i jej zrezygnowany ton, którym kazałaby mi wrócić do pokoju i założyć - w jej mniemaniu coś bardziej stosownego. Westchnęłam i wyciągnęłam czarne lity z zakamarków mojej szafy.
Zakręciłam włosy w lekkie fale i postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Zrobiłam makijaż podkreślający oczy i przejechałam po ustach bordową szminką. Przez cały ten czas martwiłam się o brata. W międzyczasie zadzwoniłam do niego jeszcze kilka razy lecz ciągle przekierowywało mnie na pocztę głosową.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zapakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i zabierając skórzaną kurtkę z wieszaka przewiesiłam ją przez ramię. Zabrałam jeszcze czarny kapelusz z szerokim rondlem i ruszyłam do drzwi.

***

W samochodzie słuchałam żywej dyskusji Jorge'a i Paul'a, którzy ostro argumentowali losy ich ulubionych drużyn piłkarskich.
Zamyślona wpatrywałam się w okno, aż ręka Amy na moim kolanie nie sprowadziła mnie spowrotem.
- Wszystko gra? - zapytała przyciszonym głosem.
Skinęłam głową i wpatrywałam się w swoje splecione dłonie.
- Wiesz, że w każdej chwili możesz ze mną porozmawiać. - dziewczyna ułożyła swoją dłoń na moich.
Usłyszałyśmy odchrząknięcie.
- Z nami kochana. - Liv poprawiła naszą wspólną przyjaciółkę. - Z nami.
Uśmiechnęłam się, ale przerwał to głos Jorge'a.
- To do którego klubu jedziemy? - zapytał spoglądając na nas w wstecznym lusterku.
- Może Pandemonium? - tym razem głos zabrał Paul.
Dziewczyny nagle się ożywiły i zaczęły rozważać za i przeciw.
- A co Ty na to Ann? - Liv patrzyła na mnie lekko się uśmiechając. Jej oczy były zupełnie takie same jak oczy jej brata.
Dave. Przełknęłam gulę w gardle. Mimo iż klub nie wydawał mi się najlepszym pomysłem ze względu na ostatnie wydarzenia, to postanowiłam nie rozczarować przyjaciół.
- Nie mam nic przeciwko. - odwzajemniłam jej uśmiech.

***

Z lekkim opóźnieniem weszliśmy do Pandemonium. Po tym jak Paul poinformował mnie, że widział jak Mike wyjeżdża z miasta, co minutę próbowałam dodzwonić się do brata.
Przeciskaliśmy się przez tłum.
- Do cholery Mike! - krzyknęłam do telefonu. - Martwię się! Oddzwoń! - kolejny raz nagrałam mu się na pocztę.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedział Jorge widząc minę, którą wpatrywałam się w telefon. - Chcesz coś? - wskazał podbródkiem na bar.
- Zaskocz mnie. - odburknęłam na co chłopak zaniósł się śmiechem. To było jego ulubione powiedzenie.
- Dołącz do reszty. Zaraz przyjdę. - powiedział w chwili, w której znowu uniosłam telefon do ucha. - I oddaj to. - zabrał mi przedmiot. Próbowałam się sprzeciwiać, ale chłopak włożył go do kieszeni. - Obiecuję, że gdy tylko zadzwoni, to od razu Cię o tym poinformuję. - po czym skierował się w stronę baru.
Westchnęłam i ruszyłam w poszukiwaniu reszty przyjaciół. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

*** James ***

Obserwowałem grupkę, która zbliżyła się do baru, a po chwili rozdzieliła. Osoba, którą najbardziej byłem zainteresowany została na swoim miejscu z telefonem przy uchu, a chłopak, który został z nią, uważnie się jej przyglądał. Śledziłem każdy jej ruch. W pewnym momencie dziewczyna powiedziała coś, a chłopak się zaśmiał. Jeszcze mocniej zacisnąłem ręce na barierce.
- Stary, wyluzuj, bo zaraz zabijesz ich wzrokiem. - wtrącił się Luke.
Zbyłem go tylko machnięciem ręki. Chłopak podszedł do stolika, wziął nasze szklanki i wrócił podając mi jedną z nich.
Widząc jak towarzysz dziewczyny zabiera jej telefon i wkłada do swojej kieszeni opróżniłem szklankę jednym ruchem po czym oddałem ją przyjacielowi.
- Zacznijmy zabawę. - rzuciłem do niego i udałem się w stronę schodów.

*** Ana ***

Przedzierałam się przez tłum w poszukiwaniu przyjaciół. Co chwila się o kogoś ocierałam, a ciągle zmieniające się kolory świateł nie ułatwiały mi poszukiwań. Nagle wpadłam na czyjś tors.
- Przepraszam. - wydukałam i zamierzałam odejść w celu dalszych poszukiwań.
- Zastanowię się czy Ci wybaczę. - nawet mimo głośnej muzyki rozpoznałam ten głos. Odwróciłam się nagle i zmroziłam swojego rozmówcę wzrokiem.
- Ty też mógłbyś uważać. - powiedziałam lustrując go wzrokiem co wywołało u chłopaka śmiech.
- Chwilę temu byłaś milsza. - skomentował.
- Niedawno udawałeś, że się nie znamy. - odparłam.
- Stwierdziłem, że nie będę informować Twojego chłopaka o okolicznościach, w których się poznaliśmy. - obdarzył mnie swoim chytrym uśmiechem.
Chłopaka? Czy ja się przesłyszałam? Postanowiłam nie uświadamiać mojego towarzysza, że Mike jest moim rodzonym bratem, a nie chłopakiem. Jego informacje mogą mi się przydać.
- Skąd znasz Mike'a?
- Poznaliśmy się niedawno. - odpowiedział wymijająco.
- Gdzie? - nie dawałam za wygraną.
- Na rekrutacji. - powiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz w życiu.
- Jakiej rekrutacji? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- Nie powiedział Ci? - chłopak również wyglądał na zdziwionego.
Pokręciłam głową.
- O to będziesz musiała zapytać swojego chłoptasia. - spoważniał.
- Pytam Ciebie. - mierzyliśmy się wzrokiem.
- Będziesz musiała zasłużyć. - powiedział z błyskiem w oku.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Spokojnie mała. - zbliżył się do mnie kładąc dłoń na mojej talii. - Nic strasznego. - ostatnie słowa wypowiedział już do mojego ucha.
Całe moje ciało spięło się, a przez jego oddech muskający moją szyję poczułam gęsią skórkę.
- Wcześniej wydawałeś się milszy. - odsunęłam się na bezpieczną odległość.
- Pozory mylą. - jego oczy hipnotyzowały. Zignorowałam to.
- Powiesz mi? - mimo tego iż nie mogłam się przy nim skupić wciąż przyświecał mi tylko jeden cel. Dowiedzieć się w co wpakował się mój brat.
- Dobrze. Pod jednym warunkiem. - przyglądał mi się uważnie. - Zawrzyjmy układ...

________________________________________

Przepraszam za taką przerwę, ale najpierw usunął mi się gotowy już rozdział i z tej złości nie mogłam skupić się na napisaniu go od nowa. Później miałam kilka ważnych spraw osobistych, a na koniec szkoła zabiera też dużo mojego czasu i energii.
Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo przepraszam.

Mam cichą nadzieję na jakąś opinię odnośnie tego rozdziału. :)

Dobrego tygodnia! ;)

poniedziałek, 1 lutego 2016

(Nie) przypadek IV



- Skąd się znacie? - zapytałam spogląc na brata.
- W ostatnim czasie poznałem wielu ludzi. - odparł wymijająco, wyjeżdżając z parkingu.
- Mike, to nie jest odpowiedź. - powoli zaczęłam się irytować. Spowodowane to było nie tylko małomównym bratem co do znajomości z panem idealnym, ale także samym zainteresowanym, który przyjął sobie za taktykę udawanie, że mnie nie zna. Spojrzałam w lusterko wsteczne. Jechał za nami. Przewróciłam oczami.
Ale w sumie czego się spodziewałam? Tego, że po tym jak go potraktowałam będziemy dobrymi kumplami?
Brat włączył radio i zaczął podśpiewywać pod nosem. Ściszyłam je i uważnie się w niego wpatrywałam, aż w końcu zaszczycił mnie przelotnym spojrzeniem.
- Więc? - nie dawałam za wygraną, za bardzo ciekawiło mnie skąd ta dwójka się zna.
- Spodobał Ci się, czy co? - Mike wydawał się przytłoczony tą sytuacją.
Prychnęłam.
- I jeszcze czego.
- No to skończ, znam go to znam. Nieważne jak, co i dlaczego. - powiedział zatrzymując samochód w korku.
- Mikey... - jeknęłam.
- Ty nigdy nie odpuszczasz?
Pokreciłam głową.
- Mam to po bracie. Taki przystojny, wredny, ale kochany człowiek. Może znasz?
Do moich uszu dobiegł śmiech, ale chwile później chłopak spoważniał. Odchrząknął.
- Dowiesz się w swoim czasie, mała. - zrobił skręt w lewo, wjeżdżając na nasz podjazd. - W swoim czasie.
Wyłączył silnik, obdarzył mnie jednym z tych swoich słodkich uśmiechów i wysiadł.

***

- Amy, mówiłam Ci, że nie mam ochoty na żadną imprezę. - jeknęłam po raz kolejny do telefonu.
- Nie będziesz siedziała sama w domu! - dziewczyna mówiła tak głośno, że musiałam odsunąć urządzenie od ucha.
- Nie będę sama. Jest Mike. - to akurat nie do końca prawda. Jest, ale za chwilę wychodzi, moja przyjaciółka nie musi o tym wiedzieć. - Są rodzice, w końcu spędzę z nimi trochę czasu.
Wrócili w poniedziałek wieczorem, byli tak zmęczeni, że od razu położyli się spać. Nie widzieliśmy się ani razu w tygodniu. Mieli jakieś ważne spotkania odnośnie wydania najnowszej książki mamy. Praktycznie nie bywali w domu.
Usłyszałam dźwięk zbitego szkła, a sekundę później podniesione głosy rodziców.
- Amy, muszę kończyć. - powiedziałam wstając z łóżka.
- Ana! Jeszcze z Tobą nie... - nie dałam jej dokończyć rozłączając się.
Rzuciłam telefon na łóżko i będąc już przy drzwiach, usłyszałam wibracje. Nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć, że to Amy. Wkurzona Amy.
Schodziłam po schodach, a do moich uszu dobiegały coraz to głośniejsze głosy.
- Co Ty sobie wyobrażałeś?! - zrozpaczony głos matki.
- I co?! Może za kilka miesięcy będziemy musieli przychodzić na Twój pogrzeb?! - tym razem zdenerwowany głos ojca.
Weszłam do salonu i zatrzymałam się w progu obserwując całą sytuację.
Mike z zaciśniętymi w pięści dłońmi i opuszczoną głową. Jego wszystkie mięśnie były napięte.
I rodziców. Mamę siedzącą na fotelu, chowającą twarz w dłoniach, a także ojca stojącego tuż przy jej boku, z ręką na jej ramieniu. Jego twarz nie wyrażała w tym momencie żadnych uczuć.
- To moje życie, mogę robić z nim co chcę. - wycedził Mike przez zęby odwracając się i ruszając w moim kierunku. - I jeżeli umrę, nie musicie fatygować się na pogrzeb. - dodał nie obdarzając ich nawet spojrzeniem na co matka zaniosła się jeszcze większym szlochem. Otarł się o moje ramię i szedł w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy trzasnął drzwiami przerwałam panującą ciszę.
- Co tu się stało? - zapytałam.
Zignorowali mnie. Tata przykucnął przed mamą i złapał jej twarz w swoje dłonie. Otarł jej łzy i uśmiechnął nieznacznie.
- Już dobrze skarbie. - powiedział nadzwyczajnie spokojnie. - A teraz idź się popraw, bo zaraz wychodzimy.
Dopiero teraz zauważyłam, że mają na sobie wyjściowe stroje.
Matka kiwnęła głową i wstała.
- Ana, zaraz wychodzimy, jak chcesz możesz iść z nami. Mamy dzisiaj przedpremierowe spotkanie odnośnie książki mamy.
- Doprawdy? - nie dawałam się zbyć.
- Idź się ubierz. - powiedział.
Prychnęłam i pobiegłam w stronę drzwi.
Wybiegłam w momencie, w którym brat wyjechał z garażu nawet się nie zatrzymując.
- Mike!
Pobiegłam za nim, stając na drodze obserwowałam jak się oddala.
- W co Ty się wpakowałeś, Mikey. - powiedziałam sama do siebie.
Wróciłam do domu, w którym ojciec zamiatał zbity dzbanek.
- Idziesz z nami? - zawołał, gdy wbiegałam po schodach.
- Niedoczekanie Twoje! - odkrzyknęłam trzaskając drzwiami od swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i chwyciłam telefon. Zignorowałam 3 połączenia od Amy, 2 od Liv i wybrałam numer brata.
- Cholera. - mruknęłam sama do siebie.
Ma wyłączony telefon.
Opadłam na poduszki. I co teraz? O co im poszło? Dlaczego do cholery nikt nic nie mówi?!
"Spokojnie. Wszystko się ułoży." - powiedziała moja podświadomość.
Po dłuższej chwili usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Zerwałam się szybko, z nadzieją, że to Mike.
Westchnęłam. Amy.
"Idź. Zabaw się. Nie będziesz przecież siedziała sama w domu." - podpowiadała podświadomość.
Przeciągnęłam palcem po ekranie.
- Już się zbieram. - westchnęłam.
W odpowiedzi usłyszałam pisk radości. I stłumione słowa Amy, które były skierowane najprawdopodobniej do Liv, że jednak wybieram się z nimi.
- Za pół godziny będziemy. - jej entuzjazm, muszę przyznać, był odrobinę zaraźliwy.
- Emm, a Dave też będzie? - zapytałam przełykając gulę w gardle.
Cały tydzień nie było go w szkole. Liv twierdziła, że jest chory, ale tak naprawdę, nawet nie wiedziała na co.
- Nieee, podobno nadal jest chory i nie wychodzi ze swojego pokoju. - powiedziała bardzo szybko, a w między czasie można było usłyszeć potakiwania Liv. - A teraz się zbieraj!
- Kochamy Cię! - Liv wyrwała telefon mojej poprzedniej rozmówczyni.
- Oddawaj... - usłyszałam rozbawione warknięcie. - do zobaczenia! - tym razem była to Amy.

*** James ***

- Stary, naprawdę myślisz, że ją tu spotkasz? - po raz kolejny usłyszałem to pytanie z ust przyjaciela.
Kiwnąłem głową upijając łyk drinka rozglądając się po parkiecie.
Siedzieliśmy w loży umieszczonej na balkonie. Był stąd doskonały widok na cały lokal. Kelnerka właśnie przyniosła nasze zamówienie. Schylała się nad stolikiem, zbierając szklanki i ukazując swoje walory ledwie przykryte wydekoltowaną bluzeczką. Otarła się o mnie niby niechcący wylewając na swoją spódniczkę zawartość jednej z niedopitych szklanek.
- Upss... - mruknęła unosząc rąbek ubrania wyżej.
- Pani już podziękujemy. - wtrącił Luke.
Oburzona dziewczyna pozbierała resztę naczyń i oddaliła się przesadnie machając biodrami. Odprowadziłem ją zniesmaczonym wzrokiem. Kiedyś może nie przepuściłbym takiej okazji, ale nie dzisiaj, nie teraz. Zresztą, gdybym szukał taniej pani do towarzystwa udałbym się w inne miejsce, ale jak widać takie znajdą się wszędzie, bo do teraz uważałem ten klub za jeden z porządniejszych.
- Twoje zdrowie. - mój towarzysz uniósł szkło w górę. Skinąłem głową.
- Twoje również bracie. - stuknęliśmy się szklankami. - Twoje również.
Po kilku minutach podeszliśmy do barierki, która znajdowała się naprzeciw nas.
- Dlaczego akurat ona? - Luke próbował przekrzyczeć muzykę.
Wzruszyłem ramionami.
- Sam mówiłeś, że tak jakby jest zajęta. - kontynuował.
Kolejne wzruszenie ramion.
- To przypadkiem nie ona? - przyjaciel wskazał na grupkę osób podchodzących do baru.
Zacisnąłem dłonie na barierce i wytężyłem wzrok.
__________________________________________

Proszę, zostaw po sobie ślad. :)

Przepraszam za opóźnienia.
Miłego czytania i dobrego tygodnia! ;)

poniedziałek, 18 stycznia 2016

(Nie) przypadek III

Widziałam, że James się uśmiecha. Miałam ochotę na niego warknąć.
- Dave. – powiedziałam oschle. – Po co przyszedłeś?
- Czekam tu od kilku godzin. – nadal był wstrząśnięty po wymierzonym ciosie. Mimo, że nie widziałam dokładnie jego twarzy, mogłam dostrzec jaka jest opuchnięta. – Chciałem… Ja chciałem. – spojrzał na James’a. – Ana, czy możemy porozmawiać na osobności? – zapytał błagalnie.
Był taki skruszony. Jak zbity pies.
"Zbity na pewno" - warknęła moja podświadomość.
- James, dziękuję, że mnie odwiozłeś. Jestem Twoją dłużniczką, a teraz możesz już jechać. – powiedziałam oficjalnie.
Był zaskoczony.
- Chyba nie myślisz, że zostawię Cię z nim... - wskazał na Dave'a podbródkiem. - sam na sam. – dodał z oburzeniem.
Staliśmy tak mierząc się wzrokiem. Żadne z nas nie chciało ustąpić.
- Tak, tak myślę. – odpowiedziałam gniewnie mrużąc oczy.
Przy nim mój nastój ulegał nagłej zmianie i vice versa.
Prychnął.
- Nie będę się powtarzać James. – wyparowałam rozdrażniona. Odwróciłam się od niego, minęłam Dave’a i rzuciłam krótkie „chodź”. Chłopak posłusznie ruszył za mną.
James stał zaskoczony po czym z licznymi wyzwiskami wsiadł do samochodu i ruszył z piskiem opon.
Poczułam kłucie żalu. Moja podświadomość patrzyła na mnie gniewnie. „Co Ty sobie kretynko wyobrażałaś? Że po tym jak Go potraktowałaś upadnie Ci do stóp? Pff! Litości Ana!” Ma rację.
Weszłam po schodach na taras i usiadłam na huśtawce. Dave przyglądał mi się czujnie.
Kiedyś wspólnie na niej siadaliśmy. Wtulałam się w niego i opowiadaliśmy sobie różne historie, a teraz?
- Przyniosłem Ci torebkę. – wyrwał mnie z zamyślenia podając mi przedmiot.
- To wszystko? – zapytałam wrogo.
- T-tak. Chyba tak. – wydukał niepewnie drapiąc się w kark.
Wstałam.
- Nie, Ana, poczekaj!
Usiadłam bacznie przyglądając się jego twarzy.
- Ana, tak strasznie Cię przepraszam. – prawie płakał. – Ja… ja nie wiem co się stało. Przysięgam, że to już nigdy się nie powtórzy! Byłem zalany! Nie panowałem nad sobą!
Prychnęłam kręcąc głową.
- Dave. Ty. Próbowałeś. Mnie. Zgwałcić. – oddzielałam każde słowo przerwą, uświadamiając mu jego czyn.
Padł na kolana i zaczął łkać. Podkuliłam nogi pod brodę.
- Dave przestań. – powiedziałam odwracając głowę i otulając ciaśniej nogi rękoma. Wiedziałam, że jak tak dalej będzie to przebiegało, to prędzej, czy później mu wybaczę.
- Annie, błagam. Wybacz mi. – z jego oczu płynęły łzy.
Zacisnęłam powieki próbując zatrzymać zbierający się w moich oczach płyn. Nienawidzę widoku płaczących mężczyzn, a tym bardziej, że jest to mężczyzna, na którym cholernie mi zależy...
- Ana! – wykrzyczał.
Zasłaniam rękoma twarz.
Mija chwila, dwie, trzy…
Nagle słychać dźwięk otwieranych drzwi. Podskoczyłam.
- Co tu się dzieje? – w drzwiach stoi zaspany Mike przecierający oczy. Jego ręka zatrzymała się przy oku, a jego oczy rozszerzyły się maksymalnie widząc klęczącego Dave’a.
Zeskoczyłam z huśtawki i chwyciłam leżącą obok torebkę.
- Ni-nic. – rzuciłam przebiegając krótką odległość do drzwi i ocierając po drodze dwie zabłąkane łzy. – Dobranoc Dave. – powiedziałam nawet się nie odwracając.
Rzuciłam się biegiem po schodach w stronę mojego pokoju. Wyskoczyłam z butów i opadłam na łóżko. Zaczęłam szlochać.
Z rozpaczy wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Annie wszystko gra? – zza drzwi wychyliła się blond czupryna mojego brata.
- Mike zostaw mnie. – wymamrotałam w poduszkę.
Nie byłam zdziwiona, gdy podszedł do mnie i przysiadł na łóżku. Podświadomość spojrzała na mnie rozbawiona. „Przecież on nigdy nie robi tego co mu każesz.” Czy nawet ona musi ze mnie drwić?
- Annie… - wyszeptał gładząc mnie po włosach. – Co się stało?
- Mike idź proszę. - próbowałam opanować głos mamrocząc w poduszkę.
- Najpierw powiedz co się stało. – powiedział stanowczo.
Przez chwilę milczałam pociągając nosem. Podniosłam się i usiadłam po turecku. Brat uporczywie się we mnie wpatrywał.
- Dave… - co ja tak właściwie chcę mu powiedzieć? Michel kiwnął zachęcająco głową.
Idiotko chyba nie powiesz mu, że Dave chciał Cię zgwałcić?! On go zabije!” Moja podświadomość darła się niewyobrażalnie głośno.
Przełknęłam ślinę.
- Dave… Dave wyznał mi co czuje. – wydukałam.
Brat odetchnął z ulgą.
- Myślałem, że stało się coś poważnego.
- Mike, to jest poważne! – podniosłam głos.
- Ana wiedziałaś o tym od dawna. Wszyscy o tym wiedzieli. Powiedział Ci to już raz i prędzej czy później powiedziałby to ponownie. – mój brat był zaskakująco spokojny.
- Masz rację. – odburknęłam.
- A teraz może powiesz mi gdzie się podziewałaś? – zapytał. – Musiałem kryć Cię przed rodzicami, a Ty nie odbierałaś telefonu. Gdy dzwonili po obiedzie od dziadków, powiedziałem im, że byłaś zmęczona i poszłaś spać.
Uśmiechnęłam się niezanacznie. Kiedyś to ja go tak kryłam. Pamiętam jak wymykał się wieczorami i wracał dopiero następnego dnia przed północą. Wtedy zawsze wymyślałam jakieś historyjki, żeby rodzice się nie dowiedzieli. Od tamtego czasu bardzo dojrzał.
- Byłam u kole… u koleżanki. – wydukałam. – A telefon został w torebce, którą miał Dave.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, a chwilę później ziewnął.
- Dobra młoda, kładź się spać. Rano masz szkołę.
Kiwnęłam głową. Szkoła – kompletnie zapomniałam.
- Dobranoc. – zmierzwił mi włosy i ruszył w stronę drzwi.
- Mike? – chciałam mu coś powiedzieć, sama nie wiedziałam co, to był odruch.
Trzymając za klamkę odwrócił się i spojrzał na mnie pytająco. Spanikowałam.
Zerwałam się z łóżka i rzuciłam się na niego. Odwzajemnił mój uścisk.
- Dobranoc. - wymamrotałam w jego koszulkę. Po chwili odsunęłam się i wysiliłam na szczery uśmiech. Mike odpowiedział mi tym samym po czym wyszedł.
To będzie długa noc.

***

Nie, nie, nie! To nie mogło się znowu stać! Odrzuciłam na bok telefon, który wskazywał 7:40. Zaspałam. Znowu zaspałam. 
Wbiegłam do pokoju brata zrywając z niego kołdrę.
- Ejjj! Co jest?! - podniósł się do pozycji siedzącej.
- Mike, za 20 minut zaczynają się lekcje, błagam zawieź mnie!
Chłopak przetarł dłonią twarz i rzucił tylko:
- Za 10 minut w samochodzie. - po czym niechętnie wstał i skierował się do szafy.
Ubierałam się w ekspresowym tempie. Wbiegłam do łazienki przylegającej do mojego pokoju. Umyłam twarz, wyszczotkowałam zęby i rozczesałam włosy. Nie było czasu na makijaż. Usłyszałam trąbienie. Złapałam torbę i ruszyłam na dół w międzyczasie ubierając buty i prawie zabijając się na stopniach. 
Po kilku minutach byliśmy już pod szkołą. Mike zaproponował, że odbierze mnie po szkole i pojedziemy na zakupy. Zgodziłam się i całując go w policzek wyszłam z samochodu. 
Weszłam do szkoły w chchwi gdy rozbrzmiał dzwonek.
Przed klasą czekała na mnie Amy, z książkami w rękach. Gdy się do niej zbliżyłam podała mi je.
- Wiedziałam, że się spóźnisz. Czasami dobrze znać Twój kod do szafki. - powiedziała zadowolona z siebie.
Przytuliłam dziewczynę na przywitanie i podziękowałam. Chyba wyczuła, że mój nastrój nie  należy do najlepszych, bo złapała mnie pod ramię i zaczęła nawijać jak to Amy, prowadząc nas do klasy.
Zajęłyśmy swoje miejsa obok Liv, zauważyłam, że miejsce obok mnie jest wolne. Przełknęłam głośno ślinę. Może to dobrze, że go nie ma. Dziewczyny zaczęły rozmawiać o imprezie. Zatopiłam swoje myśli w czymś innym i dopiero machająca ręka Liv przed moją twarzą sprowadziła mnie na ziemię.
- Halo! Ziemia do Any! - machała, a gdy upewniła się, że już kontaktuję kontynuowała. - Gdzie zniknęłaś w trakcie imprezy?
Otworzyłam buzię, żeby wymyślić coś na poczekaniu, ale wybawił mnie głos nauczyciela wchodzącego do klasy.
- Dzień dobry. Wyjmujemy długopisy. Napiszemy krótki test.
Pięknie... Rozmasowałam skronie. A jak inaczej mogłaby się rozpocząć matma w poniedziałek...

***

Lekcje minęły mi nadzwyczajnie szybko. Starałam się unikać rozmowy o imprezie. Wiem, że dziewczyny jeszcze mi nie odpuściły i wiem, że nadejdzie taki moment, że będę musiała im powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Nie dziś.



*** Mike ***

Podjechałem pod szkołę Any. Było nadzwyczajnie ciepło, więc postanowiłem wyjść z samochodu i poczekać na nią na zewnątrz. Właśnie na parking wjechał samochód. Okrążył prawie cały plac i zaparkował obok mnie. Zza kierownicy wysiadł kierowca i ruszył w moim kierunku. Dopiero wtedy przyjrzałem mu się uważnie. Uśmiechnąłem się i odwzajemniłem skiwnienie. Co on tu robi?

*** Ana ***

Właśnie skończyły się lekcje. Razem z dziewczynami skierowałyśmy się do szafek, żeby pozostawić w nich książki. Zauważyłam Paula i Jorge'a zbliżających się w naszym kierunku, więc pod pretekstem czekającego brata rzuciłam im tylko krótkie "cześć" i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Tłok zdążył się już zmniejszyć, więc będąc już na schodach nie musiałam się przeciskać. Zatrzymałam się na schodku i zaczęłam rozglądać za bratem. Dostrzegłam go po prawej stronie parkingu, opartego o samochód i rozmawiającego z jakimś chłopakiem. Ruszyłam w tamtym kierunku.
Będąc w połowie drogi zamarłam. Moja Podświadomość właśnie spadła z fotela, na którym spokojnie piła herbatę.

Jest źle. Jest bardzo źle.

Powoli zaczęłam zbliżać się do samochodu. Gdy byłam już wystarczająco blisko, żeby usłyszeć o czym rozmawiają, Mike zauważył mnie i pomachał na przywitanie. Odwzajemniłam gest uśmiechając się lekko. W tym momencie towarzysz mojego brata odwrócił się i taksował mnie wzrokiem. Zbliżyłam się do brata i musnęłam jego policzek. Ten z kolei objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Annie, to jest James - wskazał na niego dłonią. - mój znajomy.
Zauważyłam jak szczęka chłopaka się spina, co trwało dosłownie ułamek sekundy i momentalnie zmieniło się w kammienny wyraz twarzy. Obserwował mnie czujnie.
- James, to jest Annie... - kontynuował mój brat.
Chłopak mierzył mnie wzrokiem. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele.
- Miło mi Cię poznać. - powiedział oschle, oficjalnie wyciągając do mnie rękę.
Próbowałam ukryć zmieszanie, zdziwienie i zakłopotanie, które wyraźnie rysowało się na mojej twarzy.
Więc teraz się nie znamy?

_________________________________________

Cześć wszystkim! :)
Dziękuję za każdy komentarz, za każde "lubię to" na facebook'u. To wiele dla mnie znaczy. :)
Więc jeżeli czytasz i masz kilka czy kilkanaście sekund, to proszę: zostaw po sobie ślad! ;)

Dobrego tygodnia! :)

poniedziałek, 11 stycznia 2016

(Nie) przypadek. II

  Chwyciłam poduszkę, która leżała obok i trzymałam ją teraz jak tarczę. Serce podskoczyło mi do gardła i biło nieubłaganie szybko. Cała sytuacja trwała jakby długie minuty.
Gdy drzwi się uchyliły zamknęłam szczelnie powieki i z całą siłą rzuciłam przed siebie poduszką.
Usłyszałam odgłos, bardziej zaskoczenia niż bólu.
"A czego się spodziewałaś? Rzuciłaś w niego poduszką, a nie cegłówką." - moja Podświadomość jak zawsze pomocna.
Otworzyłam oczy.
Przede mną stał zaskoczony chłopak. W jego oczach mogłam dostrzec niedowierzanie z rozbawieniem. W ręku trzymał szklankę z pomarańczową zawartością. Schylił się i podniósł poduszkę.
- Dobry rzut śpiąca królewno. – powiedział i rzucił poduszkę w nogi łóżka.
Na jego twarz błądził lekki uśmiech.
- Kim jesteś?!  - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
Teraz już się uśmiechał. Uniósł brew, zaśmiał się i wolną ręka wskazał na moje stopy.
Niech to szlag! U moich stóp leżała kołdra! Stałam teraz przed całkiem nieznajomym chłopakiem w samej bieliźnie!
Moja podświadomość stała z otwartą buzią i obserwowała nieznajomego mówiąc bezgłośnie „hot”.
Szybko usiadłam na łóżku i opatuliłam się kołdrą.
Karmelowe tęczówki nieznajomego wpatrywały się we mnie z rozbawieniem, ale gdy zobaczył, że jedną ręką trzymam się za głowę, która przy gwałtownym ruchu dała się we znaki - ach no tak, kac, to by wszystko tłumaczyło – jego wyraz twarzy zmienił się. Teraz zachowywał jakby dystans.
Odchrząknął.
- Wypij to. – wyciągnął do mnie rękę ze szklanką. Spojrzałam na niego podejrzliwie. Przewrócił oczami. – To sok pomarańczowy z lodem i sokiem z cytryny. Najlepszy na kaca.
Drżącymi rękami wzięłam od niego szklankę, patrząc w każdą stronę tylko nie w jego oczy.
Opróżniłam zawartość do połowy. Mmm, pycha. Zimna i kwaśna mieszanka doskonale gasiła pragnienie.
Po chwili szklanka była już pusta.
Nastała chwila ciszy.
Chociaż nie patrzyłam na nieznajomego, wiedziałam, że on patrzy na mnie.
- Nie odpowiedziałeś mi kim jesteś. – powiedziałam wystarczająco głośno, żeby usłyszał, mając nadzieję, że nie dostrzeże drżenia w moim głosie.
Chłopak usiadł na skraju łóżka, a ja odsunęłam się najdalej jak mogłam.
Wyciągnął w moją stronę rękę, a ja podskoczyłam. Pokręcił głową i wskazał palcem na szklankę. Chwilę później odstawiał ją już na stolik obok łóżka.
- James.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nazywam się James. – powiedział z irytacją. – Przeliterować? – dodał z sarkazmem.
- Nie. – odparłam z urazą.
- Jak się czujesz? – zapytał już trochę mniej zirytowany.
Zirytowany. No właśnie jakim prawem to on jest zirytowany?! To ja obudziłam się półnaga w cudzym pokoju i siedzę teraz przed o mój boziu..
Moja podświadomość rozgościła się wygodnie na fotelu, zmrużyła oczy i założyła nogę na nogę. Ona również podziwiała widoki.
  Nieznajomy, to znaczy James ma na sobie tylko spodnie od dresu. Nie ma koszulki, dzięki czemu mogę podziwiać jego tatuaże. Prawą rękę ma całą wytatuowaną, na brzuchu – o mój boziu po raz drugi! On ma kaloryfer! – z lewej strony zawiłą różę, która przechodzi pod lewy obojczyk i lewą rękę. Z jego szyi zwisa nieśmiertelnik.
Jest przystojny. Podświadomość skinieniem głowy zgodziła się ze mną.
Przełknęłam ślinę i zignorowałam jego wcześniejsze pytanie.
- Co ja tu robię? – zapytałam siląc się na ostry ton.
- Nic nie pamiętasz? – spytał unosząc brew. Pokręciłam przecząco głową.
Westchnął, a jego klatka piersiowa uniosła się i szybko opadła. Musiałam przygryźć wargę, żeby nie otworzyć z wrażenia buzi.
Jego oczy pociemniały, zacisnął zęby co sprawiło, że jego szczęka była jeszcze bardziej zarysowana.
- Przywiozłem Cię tutaj wczoraj z klubu. - spojrzał na czarny budzik na stoliku obok łóżka. – W sumie to jeszcze dzisiaj.
Cholera jest 21:49! Ile ja spałam?!
- Spałaś prawie 18 godzin. – odpowiedział na moje nieme pytanie.
- Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – zapytałam coraz ciaśniej opatulając się kołdrą.
Wzruszył ramionami.
- Może dlatego, że jakiś pieprzony dupek próbował Cię zgwałcić, a gdy już chciałem odprowadzić Cię do przyjaciół, straciłaś przytomność? Hmm, pomyślmy? Dlatego. – każde słowo ociekało sarkazmem na kilometr.
Zgwałcić? Patrzyłam na niego wielkimi oczami.
Nagle zaczęłam sobie wszystko przypominać.
Klub. Taniec z Dave’m. Picie drinków. Głośną muzykę. Potem drogę przez ciemny korytarz do tylnego wyjścia.
Dave wyznającego mi co czuje, a później… O nie!
Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam kręcić głową. W moich oczach zbierały się łzy.
Miałam teraz przed oczami obraz dwóch bijących się mężczyzn.
- Ty... – wydukałam. – To Twój głos pamiętam.
- Eureka. – wyrzucił ręce w górę, ale po chwili je opuścił widząc w jakim jestem stanie. – Spokojnie. – powiedział już łagodniej. – Jesteś bezpieczna. – wysilił się na uśmiech.
- Co z nim? Co z Dave’m? – mój głos był jeszcze bardziej cichy niż poprzednio.
- Chodzi Ci o tego dupka? Jeszcze się o niego martwisz?! – w jego głosie wyczułam zdenerwowanie.
Kiwnęłam niepewnie głową. Powinnam go nienawidzić, ale mimo wszystko…
- To mój przyjaciel. – powiedziałam.
Chłopak wydał odgłos oburzenia.
- Ciekawy mi przyjaciel! Każdą przyjaciółkę próbuje zgwałcić?! – był nieźle wkurzony.
- Co z nim? – ponowiłam pytanie ignorując jego ton.
- Jest poobijany. – widząc moją minę westchnął. – Kazałem Luke’owi odstawić go do domu.
Coś nie grało.
- Dlaczego kazałeś go odstawić? – zapytałam podejrzliwie. – I skąd mam pewność, że ten cały Luke nie zrobił mu krzywdy?!
Kolejny odgłos oburzenia.
- Nie możesz po prostu podziękować za odstawienie Twojego kochasia do domu i uratowanie Twojej cnoty? – powiedział wymijająco.
Zignorowałam to.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – powiedziałam mrużąc oczy.
Zerwał się z łóżka, tak, że dresy, które ma na sobie zjechały niżej ukazując gumkę od bokserek.
Moja podświadomość wychyliła się w fotelu, oblizała wargi i przyglądała się temu wszystkiemu z zafascynowaniem.
James przeczesał palcami włosy, które automatycznie wróciły do poprzedniego stanu.
Chodził w kółko po pokoju, aż w końcu zatrzymał się i wbił we mnie spojrzenie swoich karmelowych tęczówek. Poczułam się nieswojo . Zaczęłam poprawiać się na łóżku.
Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.
Ta sytuacja jest dziwna. Nawet bardzo.
- Jest cały, może trochę uszkodzony, ale się pozbiera. Luke nie zrobił mu krzywdy.
- Skąd się tam wziąłeś? - przechyliłam głowę w lewą stronę, żeby lepiej widzieć jego twarz.
- Przypadek. - burknął wymijająco. Kiwnęłam głową co chyba miało oznaczać, że rozumiem, było to odruchowe.
    Nastała krępująca cisza. Patrzyliśmy sobie w oczy, ale nic nie mówiliśmy. Patrzył w taki sposób jakby chciał prześwietlić mnie na wylot. Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
- Jak się nazywasz? - pytając oparł się o komodę stojącą pod ścianą.
- Ana. - rzuciłam. - Przeliterować? - dodałam z takim samym sarkazmem jakiego sam użył przedstawiając się chwilę wcześniej.
Na jego twarzy dostrzegłam rozbawienie, które w ułamku sekundy zmieniło się w rozdrażnienie. Zastanawiałam się czy przypadkiem mi się nie przywidziało.
Spojrzałam na budzik. 22:20. Zerwałam się z łóżka tym razem owinięta kołdrą.
- Muszę wracać do domu! – wykrzyknęłam z przerażeniem.
Chłopak kiwnął głową i podszedł do krzesła, które stało obok biurka. Wziął z niego jakieś rzeczy i podszedł do mnie. Dopiero, gdy mi je dawał zorientowałam się, że to moja sukienka.
Przechyliłam głowę w bok i przyglądałam mu się czujnie.
- Tak właściwie, to dlaczego jestem… - patrzył na mnie zaciekawiony. – no wiesz… półnaga?
Uśmiechnął się. Ma piękny uśmiech.
- Chyba nie myślisz, że… - urwał i przyglądał się mojej minie. – Byłaś przemoczona, a poza tym gdy wnosiłem Cię do domu zwymiotowałaś na mnie, przy okazji brudząc sobie sukienkę.
Zrobiłam przepraszającą minę.
- Przepraszam. – wydukałam zakłopotana.
Powinnam być mu wdzięczna. Przecież mnie uratował.
- Wyprałem ją. - wskazał na rzecz, którą nadal trzymałam w dłoniach. - Ubierz się. Korytarzem na prawo jest łazienka. Jak będziesz gotowa zejdź na dół. Zrobię Ci coś do jedzenia.
Kiwnęłam głową, a on wyszedł. Jedzenie. Hmm, gdy to powiedział nagle uświadomiłam sobie, że jestem głodna.
Gdy już się ogarnęłam, tyle na ile było to możliwe, zeszłam na dół.
Ma ogromny dom to niemożliwe, żeby mieszkał sam.
James czekał na mnie w kuchni. Weszłam po cichu. Sama nie wiem dlaczego kryłam swoją obecność. Chłopak stał oparty o blat ze zwieszoną głową, a w tle leciała cicho jakaś piosenka.
Odchrząknęłam. Odwrócił się w moją stronę i dziwnie przyglądał.
Po dłuższej chwili, która coraz bardziej stawała się niezręczna odwrócił wzrok, przeczesał palcami włosy i wskazał na wyspę po środku kuchni.
- Jedz. - rozkazał.
Skinęłam głową. Nie spodobał mi się jego ton, ale nie było sensu się kłócić, tym bardziej, że jestem cholernie głodna.
Przygotował pancakes z sosem klonowym i dżemami. Obok talerza stała szklanka z sokiem pomarańczowym.
Usiadłam i zaczęłam jeść. Było mi trochę dziwnie, bo chłopak obserwował każdy mój ruch.
- Przepraszam, że pytam, ale zabrałeś ze sobą moją torebkę? - wymamrotałam między kęsami.
Pokręcił przecząco głową.
- Musiała tam zostać. - minę miał przepraszającą.
- Okey rozumiem. - kiwnęłam głową. Naprawdę rozumiałam, nie miał obowiązku zabierać ze sobą mojej torebki.
- Rodzice będą mocno źli? - zapytał.
Pokręciłam głową.
- Nie ma ich. Rano mieli wyjechać do dziadków.
"Całe szczęście, w przeciwnym wypadku po powrocie do domu mogłabyś pożegnać się z życiem" - wtrąciła moja podświadomość. Z tym się z nią zgodzę.
Skończyłam posiłek i wstałam od blatu.
- Jedziemy? - zapytał.
Kiwnęłam głową.

                   ***

   Podałam mu adres i chłopak ruszył w stronę mojego domu. Zaskoczyło mnie, że zanim wsiadłam do auta otworzył mi drzwi.
Nie rozmawialiśmy ze sobą, a ta cisza najwidoczniej nie przeszkadzała, ani jemu, ani mnie.
Chłopak podśpiewywał pod nosem piosenki, które właśnie leciały w radiu. Chyba myślał, że tego nie słyszę. Ma ładny głos.
Po około 20 minutach byliśmy na miejscu. Jakoś zbytnio mu się nie spieszyło.
James zatrzymał samochód na moim podjeździe.
- Dzięki. - wydukałam nie patrząc na niego.
Chłopak wysiadł i po chwili otworzył mi drzwi. Uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie ma sprawy. - podał mi rękę.
Patrzyliśmy na siebie chwilę, ale naszą uwagę przykuł jakiś ruch na schodach.
Patrzyłam na zbliżającą się postać, a moje serce zaczęło bić coraz szybciej. Stałam jak zamurowana.
- Ana. - zaszlochał zrozpaczonym głosem.
Tyle wystarczyło. Już wiem kto to.
Stał teraz naprzeciwko mnie. Kątem oka widziałam, że James sztywnieje gotowy do działania.
- Ana... - nie dałam mu dokończyć policzkując go.


____________________________________________

Tadam! Jest, czekał na Was bardzo długo, bo aż calutki tydzień!

Na początku chciałabym podziękować za wszystkie kokentarze! Niesamowicie wiele to dla mnie znaczy! Jesteście cudowni, wszyscy razem i każdy z osobna!
Dziękuję też Dominice, za "rozruszanie" tego wszystkiego, jesteś wspaniała!

Przypominam także o grupie, do której serdecznie Was zapraszam:
https://www.facebook.com/groups/548319805324643/

A teraz kilka pytań do Was:
Jak podoba Wam się rozdział? 
Co myślicie o naszym James'ie?
To chyba oczywiste, ale jak myślicie: Kogo spoliczkowała Ana?
Jak podoba Wam się Podświadomość? Ciągnąć jej wątek?

Buziaki i dobrego tygodnia! <3

poniedziałek, 4 stycznia 2016

(Nie) przypadek. I

Po raz setny tego dnia patrzę w lustro. Cholera, czy te włosy zaczną ze mną kiedyś współpracować? Yhh.. Raz się żyje prawda? Wzdycham bezradna i przeczesuję palcami blond włosy. Zielone oczy patrzą na mnie rozbawione.
Och Ana, Ana, Ana… Znowu dałaś się na coś namówić. Poprawiam fioletową sukienkę bez ramiączek, zakładam czarne koturny i wychodzę z pokoju zanim Mike zdąży mnie zawołać.
-Annie! Pospiesz się! – o wilku mowa.
Mike, w sumie Michel, to mój brat. Wysoki i wysportowany, o wystających kościach policzkowych życzliwych zielonych oczach i burzą włosów. Ma teraz na sobie prosty wojskowy płaszcz, zarzucony na flanelową koszulkę, która zasłania jego tatuaże i postrzępione dżinsy.
- Nonono maleńka. – zagwizdał opierając się o poręcz schodów. – Jako Twój starszy brat obawiam się, że będę musiał odgonić od Ciebie kilku… – urwał i przyjrzał mi się od góry do dołu. – co ja mówię, kilkunastu podrywaczy.
Przewróciłam oczami i zeszłam na dół. Gdy byłam już wystarczająco blisko niego poklepałam go lekko dłonią po policzku i powiedziałam:
- Widzę Mikie, że nawet mimo zmęczenia żarty się Ciebie trzymają. – zaśmiałam się.
- Hallo Ana tu ziemia! Odbiór czy mnie słyszysz? – machał mi ręką przed oczami wyrywając mnie tym z zamyślenia.
- Chodź głupku! – pociągnęłam go w stronę drzwi wyjściowych. – Mamo! Tato! Wychodzimy! Mike mnie odwiezie, nie wrócę zbyt późno.
- Baw się dobrze! – usłyszałam głos taty i wiedziałam, że możemy już iść.
- No siostra gratsy, nie ma mnie zaledwie kilka miesięcy, a Ty już ustawiłaś sobie rodziców. – kolejny raz się zaśmiał.
Wzruszyłam ramionami i wyszczerzyłam zęby.
- Gdzie jedziemy? – zapytał.
- Do Amy. Jest już u niej Liv i Dave.
- Dave? – uniósł brew i zaczął wycofywać samochód z garażu.
- Mhm. – mruknęłam.
- Ana przecież wiesz co on do Ciebie… – nie dałam mu dokończyć.
- To było nieporozumienie, okey? – spojrzałam na niego znacząco. – Pomyłka, rozumiesz?
Kiwnął głową. Wypuściłam głośno powietrze i włączyłam radio.
Po piętnastu minutach jazdy byliśmy już na miejscu. Cmoknęłam brata w policzek, podziękowałam za podwózkę i wyszłam z samochodu.
- Udanej zabawy! Nie zgub pantofelka kopciuszku! – krzyknął przez otwarte okno i wytknął mi język.
Mikey, Mikey, Mikey.. Jak zawsze dziecinny.
W drzwiach czekała już na mnie Amy. Przywitałyśmy się uściskiem.
- Twój brat to ciacho. – zaśmiała się wpuszczając mnie pierwszą do domu.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Amy?! – spytałam z udawanym przerażeniem w głosie.
Teraz obie się śmiałyśmy. Amy to płomiennoruda piękność, której w zostaniu przysłowiową modelką przeszkadza tylko metr sześćdziesiąt wzrostu. Jej oczy są teraz błyszczące i jeszcze ciemniejsze, co podkreśla zielona sukienka, którą ma na sobie.
- No cześć! – do salonu wszedł Dave, a za nim Liv. Przytuliłam dziewczynę, a od Dave’a dostałam całusa w policzek. Nadal czuję się nieswojo w jego towarzystwie po tym jak kilka miesięcy temu wyznał mi miłość.
- Dave masz wejściówki? – zapytała Liv.
Liv i Dave to rodzeństwo. W dodatku bliźniacy. Mają identyczne niebieskie oczy i kasztanowe włosy. Liv jest mojego wzrostu, czyli górujemy dziesięcioma centymetrami nad Amy, a Dave ma ponad metr osiemdziesiąt.
Liv ma na sobie błękitną sukienkę, a Dave czarne dżinsy, czarną koszulę i niebieską marynarkę.
- Tak. – odpowiedział zirytowany. – Pytasz o nie już setny raz.
- To dlatego, że zawsze o czymś zapominasz. – odburknęła.
Amy pokręciła tylko głową i ruszyła w stronę kuchni.
- Coś do picia? – zapytała ratując sytuację. – I Dave, przydaj się na coś, zamów taksówkę.
Chłopak zasalutował i wyszedł z kuchni z telefonem w ręku.
- Wredny dupek… – mruknęła Liv, ale darowała sobie dalsze komentarze, gdy zobaczyła nasze miny.
- Ana Twój brat to… – szukała odpowiednich słów w trakcie nalewania do szklanek soku jabłkowego. – ciacho. – skwitowała.
Wszystkie trzy się zaśmiałyśmy.
- Więc… Znalazł tam sobie kogoś? – zapytała Liv obdarzając mnie spojrzeniem niebieskich oczu znad szklanki.
O kurde… Nie wiem co mam im na to odpowiedzieć. Mikey wrócił dopiero dwa dni temu z college’u, a ja zamiast spędzić z nim trochę czasu wybieram się na imprezę. Moja podświadomość patrzyła na mnie teraz, groźnie tupiąc nogą i posyłając mi spojrzenie spod przymkniętych powiek.
- Ja… Ja nie wiem. – wydukałam.
- Jasne, jasne, albo nie chcesz nas na szwagierkę. – zaśmiała się ruda.
Posłałam im wymuszony uśmiech.
- Z czego się śmiejemy? – zapytał Dave wchodząc do kuchni.
- Z tego, że brat Any to ciacho, nie to co Ty. – skomentowała Liv.
Chłopak całkowicie ją zignorował i podnosząc szklankę do ust dodał:
- Taksówka będzie za 20 minut.

***
   Będąc już pod klubem i stojąc w kolejce ciągle miałam wyrzuty sumienia. Mogłam odpuścić sobie tą jedną cholerną imprezę i zostać z bratem w domu. Ale nie…
- Annie wchodzimy. – szepnął mi do ucha Dave pociągając mnie za łokieć.
Rzeczywiście dziewczyn nie było już przed nami. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam kiedy weszły.
- Nie mów do mnie Annie, Dave. – rzuciłam chłodno i ruszyłam do przodu. – Idziesz? – zapytałam, bo on zaskoczony ciągle stał w tym samym miejscu.
- Tssa. – mruknął i teraz to on prowadził nas przez tłum.
Przepychaliśmy się tak dobre kilka minut, im głębiej wchodziliśmy tym muzyka była głośniejsza. Pary wirowały na parkiecie, jeszcze inne obściskiwały się na kanapach, a jeszcze inne pod filarami i ścianami.
- Patrz tam są! – krzyknął mi do ucha Dave.
Wytężyłam wzrok i w końcu je zobaczyłam. Stały po przeciwległej stronie przy barze. Obok dziewczyn stało dwóch chłopaków. Byli odwróceni tyłem co utrudniło mi rozpoznanie ich.
- Ana! – krzyknęła Amy i zaczęła machać.
Gdy już stanęłam obok nich byłam zmachana, więc zamówiłam pierwszego drinka. Dopiero teraz zobaczyłam, że z dziewczynami stoi Jorge i Paul. Przywitałam się z nimi uściskiem. Nie powinien dziwić mnie ich widok, ponieważ dziewczyny od dawna za nimi szalały i są oni nieodłącznym elementem naszej paczki. Jorge to wysoki blondyn o niebieskich oczach i dość wysportowanej sylwetce, którego Amy właśnie próbowała wyciągnąć na parkiet. Paul to nieśmiały brunet o brązowych oczach jest dość wysoki i dobrze zbudowany. Od zawsze podobał się Liv.
Chociaż żadne z nich nie jest oficjalnie parą, to tylko kwestia czasu.
- Ana! Idziemy zatańczyć! – Liv próbowała przekrzyczeć muzykę. – Braciszku zaopiekuj się nią. – przy Paulu była milutka.
Kiwnęłam głową i zabrałam się za sączenie drinka. Po chwili przyjaciele zniknęli w tłumie tańczących par.
- Może jeszcze jednego?! – zawołał Dave wskazując ręką na opróżnioną szklankę. Kiwnęłam głową.
Gdy kelner postawił przede mną szklankę opróżniłam ją do połowy i odstawiłam. Zadręczałam się Michelem, to mój brat, a ja go dzisiaj olałam. Powoli odczuwałam skutki alkoholu.
- Zatańczymy? – zaproponował Dave.
Miałam w głowie słowa Mike’a „Ana przecież wiesz co on do Ciebie…”.
Chwyciłam szklankę, wypiłam zawartość i zeskoczyłam z krzesła.
- Pokaż na co Cię stać! – wyszczerzyłam się.
Po chwili tańczyliśmy już na środku parkietu. Co chwila gdzieś mijamy Amy z Jorge’m i Liv z Paul’em.
Mój przyjaciel jest dobrym tancerzem, ale jego ręce niebezpiecznie szybko odnajdują drogę do moich pośladków.
- Dave! – krzyczę na tyle głośno, żeby mnie usłyszał.
- Tak maleńka?!
- Trzymaj łapki przy sobie! – zaśmiałam się. Gdyby nie alkohol już dawno dostałby opieprz. – Pić mi się chce!
- Co?! – chyba nie usłyszał.
- Pić mi się chce! – powtórzyłam. Od kilkunastu minut mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Okey! – pociągnął mnie za rękę w stronę baru. – Co Pani sobie życzy?
- Kamikadze! – wyszczerzyłam się.
Po 3 kolejce kamikadze zaczęło mi się kręcić w głowie, a uczucie, że ktoś nas obserwuje nie ustało.
Chwiejnymi nogami zaciągnęła Dave’a na parkiet i tańczyliśmy dobre pół godziny, ale zrobiło mi się niedobrze.
- Dave! Wyjdziemy?! – zapytałam. Nie byłam pewna czy mnie usłyszał przez głośną muzykę, więc pociągnęłam go za przód koszuli.
- Jasne maleńka. – skrzywiłam się, gdy to usłyszałam.
Zaczęliśmy przepychać się przez tłum, aż w końcu dotarliśmy do tylniego wyjścia, Dave pchnął drzwi i przepuścił mnie przodem. Wyszłam na miękkich nogach. Kręciło mi się w głowie.
Było chłodno i padało. Staliśmy na metrowym podeście otoczonym barierkami od których odchodziła farba.
Oparłam się o jedną z nich, ale po chwili skrzywiłam się i pożałowałam tego czynu. Była lepka i śliska.
- Wszystko dobrze? – przyjaciel podszedł do mnie i położył mi rękę na plecach.
Pokręciłam przecząco głową.
- Za duszo wy-ypiłam. – wymamrotałam.
- Widzę skarbie. – powiedział przysuwając mnie bliżej do siebie. – Ana wiesz co do Ciebie czuję… – o nie! O nie! O nie! O nie! Moje serce zaczęło gwałtownie bić, a w głowie czułam coraz większy ucisk. Chłopak uniósł mój podbródek do góry i zaczął zbliżać się do moich ust.
- Dave… – wychrypiałam błagalnie. Nagle zaschnęło mi w ustach i z przerażenia nie wiedziałam co zrobić. Dave najwyraźniej odebrał to jako zachętę, bo po chwili jego usta były już na moich.
- Dave! Przestań! – próbowałam go odepchnąć, ale on napierał na mnie coraz bardziej. – Dave do cholery, to nie jest zabawne! – oprzytomniałam, a alkohol ustąpił na bok adrenalinie.
- No przestań maleńka wiem, że mnie pragniesz. – ścisnął mnie za tyłek, a moje oczy zrobiły się wielkości spodków kosmicznych. Kolejny raz zaatakował moje usta.
Wyrywałam się, szarpałam, ale jego uścisk był zbyt mocny. Jedną ręką złapał moje nadgarstki i przycisnął mnie do barierki, a drugą odnalazł drogę do mojej piersi.
Po moich policzkach spływały łzy.
- Dave przestań… – błagałam gdy jego usta zjechały na moją szyję.
- Cśśśś maleńka, będzie Ci dobrze.
Proszę, proszę, proszę niech to wszystko się skończy! Moja podświadomość patrzyła na tą całą sytuację z przerażeniem, z wrażenia aż upuściła kubek z kawą na podłogę.
- Ta Pani chyba nie życzy sobie, żebyś robił jej „dobrze”. – odezwał się głęboki męski głos, który ostatnie słowo wypowiedział z obrzydzeniem. Moje serce zamarło. W jednej chwili Dave przygważdżał mnie do barierki, a w drugiej sam był ofiarą. Nic nie widziałam było zbyt ciemno, a łzy w oczach mi tego nie ułatwiały.
- Przeprosisz grzecznie Panią, czy mam użyć siły? – znowu ten głos, który wywołuje ciarki na moim ciele.
- Odpieprz się koleś! – Dave był nieźle wkurzony.
Teraz wszystko działo się zbyt szybko. Ręka Dave’a na szczęce nieznajomego. Później zarysy dwóch walczących mężczyzn. Dave przyparty do ściany warczący jakieś przekleństwa. Nieznajomy okładający go pięściami.
A w tym wszystkim najgorszy był krzyk. Jak się okazało należał do mnie.
Dave leżał już na ziemi, a nieznajomy podszedł do mnie powoli i kucnął przede mną. Nawet nie wiedziałam, że siedzę skulona na ziemi.
- Jak się czujesz? – zapytał poważnym głosem, ale można było wyczuć w nim troskę.
- Nie..nie..nie wiem. – wydukałam przerażona.
Wstał i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Spojrzałam na niego przerażona.
- Spokojnie. – uniósł ręce w geście obronnym. – Chcę Ci tylko pomóc wstać i odprowadzić Cię do przyjaciół. – powiedział.
Podałam mu drżącą dłoń, a on jednym sprawnym ruchem podniósł mnie do góry. Po moich plecach i włosach spływały kropelki deszczu.
Nagle ugięły się pode mną nogi i osunęłam się na chłopaka. W głowie mi wirowało. Pamiętam tylko jego ciepłe ramiona, gdy brał mnie na ręce. I przerażony głos jak przez mgłę, który krzyczał coś do telefonu.
- Luke!? Tu James! Nie obchodzi mnie co robisz, potrzebuję Cię…
Reszta zlała się w jeden bełkot.

***
   Obudziłam się z silnym bólem głowy. Niechętnie otworzyłam oczy. Mrugnęłam raz, drugi, trzeci, aż przyzwyczaiłam oczy do światła. Nie było aż tak jasno. Rozejrzałam się dookoła.
Co do cholery?!
Gdzie ja jestem?!
Przerażona podciągnęłam nogi pod brodę i otuliłam się ciaśniej kołdrą. Coś nie grało. Zajrzałam pod kołdrę. Cholera! Miałam na sobie tylko bieliznę!
Schowałam twarz w dłoniach i próbowałam przypomnieć sobie co robiłam wcześniej.
W tym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi…
____________________________

Cześć i czołem!
Witam Was serdecznie na moim blogu. :)
Możecie mieć wrażenie, że czytaliście już to opowiadanie. Możliwe. Ponieważ je reaktywuję. Zaczęłam pisać je prawie dwa lata temu i nie skończyłam. Teraz wprowadzam zmiany i mam nadzieję jeszcze bardziej je rozwinąć i w końcu skończyć. :)

Drogi czytelniku, jeżeli przebrnąłeś przez moje bla-blanie, to bardzo proszę o komentarz jakikolwiek. :)