niedziela, 17 kwietnia 2016

(Nie) przypadek VI

- Nie. Powiedziałam to raz i powtórzę kolejny! NIE! - mierzyłam go wzrokiem oburzona. - Przeliterować Ci to?
Chłopak zaśmiał się, co muszę przyznać, było miłym dźwiękiem.
- Widzę, że niezmiernie Cię to bawi. - założyłam ręce na piersi i prychnęłam.
- Nie bawi mnie moja propozycja, tylko Ty. - jego oczy były bardzo rozbawione. Można było dostrzec w nich iskierki.
- Jeżeli chcesz osoby, z której można się pośmiać to wypożycz sobie klauna. - obróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia. Mam gdzieś jego informacje. Sama sobie poradzę. Torowałam sobie drogę przepychając się przez tłum.
- Głupi... głupek! - prychnęłam pod nosem.
- Nie jesteśmy w przedszkolu, maleńka. - czyjaś ręka oplotła mnie w pasie. - Chyba znasz więcej brzydkich słów. - obrócił mnie do siebie trzymając za biodra.
Wyrwałam się i spoliczkowałam go. Parę osób zwróciło na nas uwagę.
- Nie chcesz, żebym ich użyła. - syknęłam. - I trzymaj ręce przy sobie.
Chłopak pocierał twarz. Był bardziej zaskoczony niż cierpiał z bólu.
- Zaproponowałem Ci prosty układ. - spojrzał mi w oczy.

*** James ***

Jej osoba coraz bardziej mnie irytowała.
- Głupi... głupek. - gdy ją dogoniłem usłyszałem jej rozdrażniony głos. 
Oplotłem ją ręką w pasie i przyciągnąłem do siebie.
- Nie jesteśmy w przedszkolu, maleńka. - jej ciało zadrżało, dlatego przyciągnąłem ją jeszcze bliżej. - Chyba znasz więcej brzydkich słów.
Obróciłem ją do siebie, a ona w tym czasie wymierzyła cios.
- Nie chcesz, żebym ich użyła. - syknęła. - I trzymaj ręce przy sobie.
Potarłem twarz. Zaskoczyła mnie, muszę jej to przyznać. Kątem oka zauważyłem zbliżającego się do nas Luke'a.
- Wszystko gra James? - z mojej lewej strony pojawił się przyjaciel.
Zignorowałem jego słowa i zwróciłem się do dziewczyny.
- Jeżeli nie pojawi się do jutra, wiesz gdzie mieszkam. - zauważyłem jak głośno przełyka ślinę.
Odwróciłem się i rzuciłem krótkie "idziemy" w stronę przyjaciela.
Wyszliśmy z lokalu.
- Co to do cholery było? - Luke nie dawał za wygraną.
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem przed siebie.
*** Ana ***

Fakt, że prawdopodobnie tylko ten idiota mógł powiedzieć mi co dzieje się z moim bratem, działał mi na nerwy.
Całą imprezę spędziłam przy stoliku obserwując beztrosko bawiących się przyjaciół. Ubłagałam Jorge'a o zwrot mojego telefonu i pod pretekstem bólu głowy wróciłam do domu. 
Leżałam na łóżku patrząc w sufit. Zapamiętałam chyba każdy jego centymetr.
Był późny wieczór, a Mike'a jak nie było tak nie ma. Rodzice wrócili około 4 i od tamtej pory wyszli tylko raz z pokoju. Nie zadawałam sobie nawet trudu wyciągnięcia z nich czegokolwiek, bo byłoby to marne w skutkach.
Coraz bardziej zastanawiałam się nad propozycją tego idioty. Przecież nie wywiezie mnie i nie zabije. Miał już do tego okazję.
Złapałam telefon i zadzwoniłam jeszcze raz do brata. "Abonent ma wyłączony telefon..."
Zaczęłam kląć pod nosem.

W końcu nad ranem, gdy robiło się już jasno odpłynęłam.
Obudził mnie klakson samochodu uporczywie dający znać o niezapowiedzianym gościu.
Usłyszałam trzask drzwi i podniesione głosy. Zerwałam się z łóżka i zarzucając na siebie bluzę przewieszoną przez krzesło ruszyłam w kierunku odgłosów.
- Powiedziałem Ci, że jeżeli nie opuścisz terenu mojej posesji będę zmuszony zawiadomić odpowiednie służby! - usłyszałam podniesiony głos ojca.
- Powiedziałem Ci, że jeżeli nie pozwolisz mi porozmawiać z Twoją córką, będę stać tu tak długo aż sama zejdzie. - ton głosu jego rozmówcy wywołał u mnie ciarki.