niedziela, 28 lutego 2016

(Nie) przypadek V



Rodzice wyszli bez słowa. Nie raczyli nawet powiedzieć o której wrócą.
Wyjęłam z garderoby czarne rurki z przetarciami na kolanach i asymetryczną białą bluzkę odsłaniającą kawałek brzucha. Miałam ochotę dodać do całego zestawu czarne vansy, ale przed oczami miałam już wyraz twarzy Amy i jej zrezygnowany ton, którym kazałaby mi wrócić do pokoju i założyć - w jej mniemaniu coś bardziej stosownego. Westchnęłam i wyciągnęłam czarne lity z zakamarków mojej szafy.
Zakręciłam włosy w lekkie fale i postanowiłam zostawić je rozpuszczone. Zrobiłam makijaż podkreślający oczy i przejechałam po ustach bordową szminką. Przez cały ten czas martwiłam się o brata. W międzyczasie zadzwoniłam do niego jeszcze kilka razy lecz ciągle przekierowywało mnie na pocztę głosową.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zapakowałam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i zabierając skórzaną kurtkę z wieszaka przewiesiłam ją przez ramię. Zabrałam jeszcze czarny kapelusz z szerokim rondlem i ruszyłam do drzwi.

***

W samochodzie słuchałam żywej dyskusji Jorge'a i Paul'a, którzy ostro argumentowali losy ich ulubionych drużyn piłkarskich.
Zamyślona wpatrywałam się w okno, aż ręka Amy na moim kolanie nie sprowadziła mnie spowrotem.
- Wszystko gra? - zapytała przyciszonym głosem.
Skinęłam głową i wpatrywałam się w swoje splecione dłonie.
- Wiesz, że w każdej chwili możesz ze mną porozmawiać. - dziewczyna ułożyła swoją dłoń na moich.
Usłyszałyśmy odchrząknięcie.
- Z nami kochana. - Liv poprawiła naszą wspólną przyjaciółkę. - Z nami.
Uśmiechnęłam się, ale przerwał to głos Jorge'a.
- To do którego klubu jedziemy? - zapytał spoglądając na nas w wstecznym lusterku.
- Może Pandemonium? - tym razem głos zabrał Paul.
Dziewczyny nagle się ożywiły i zaczęły rozważać za i przeciw.
- A co Ty na to Ann? - Liv patrzyła na mnie lekko się uśmiechając. Jej oczy były zupełnie takie same jak oczy jej brata.
Dave. Przełknęłam gulę w gardle. Mimo iż klub nie wydawał mi się najlepszym pomysłem ze względu na ostatnie wydarzenia, to postanowiłam nie rozczarować przyjaciół.
- Nie mam nic przeciwko. - odwzajemniłam jej uśmiech.

***

Z lekkim opóźnieniem weszliśmy do Pandemonium. Po tym jak Paul poinformował mnie, że widział jak Mike wyjeżdża z miasta, co minutę próbowałam dodzwonić się do brata.
Przeciskaliśmy się przez tłum.
- Do cholery Mike! - krzyknęłam do telefonu. - Martwię się! Oddzwoń! - kolejny raz nagrałam mu się na pocztę.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedział Jorge widząc minę, którą wpatrywałam się w telefon. - Chcesz coś? - wskazał podbródkiem na bar.
- Zaskocz mnie. - odburknęłam na co chłopak zaniósł się śmiechem. To było jego ulubione powiedzenie.
- Dołącz do reszty. Zaraz przyjdę. - powiedział w chwili, w której znowu uniosłam telefon do ucha. - I oddaj to. - zabrał mi przedmiot. Próbowałam się sprzeciwiać, ale chłopak włożył go do kieszeni. - Obiecuję, że gdy tylko zadzwoni, to od razu Cię o tym poinformuję. - po czym skierował się w stronę baru.
Westchnęłam i ruszyłam w poszukiwaniu reszty przyjaciół. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.

*** James ***

Obserwowałem grupkę, która zbliżyła się do baru, a po chwili rozdzieliła. Osoba, którą najbardziej byłem zainteresowany została na swoim miejscu z telefonem przy uchu, a chłopak, który został z nią, uważnie się jej przyglądał. Śledziłem każdy jej ruch. W pewnym momencie dziewczyna powiedziała coś, a chłopak się zaśmiał. Jeszcze mocniej zacisnąłem ręce na barierce.
- Stary, wyluzuj, bo zaraz zabijesz ich wzrokiem. - wtrącił się Luke.
Zbyłem go tylko machnięciem ręki. Chłopak podszedł do stolika, wziął nasze szklanki i wrócił podając mi jedną z nich.
Widząc jak towarzysz dziewczyny zabiera jej telefon i wkłada do swojej kieszeni opróżniłem szklankę jednym ruchem po czym oddałem ją przyjacielowi.
- Zacznijmy zabawę. - rzuciłem do niego i udałem się w stronę schodów.

*** Ana ***

Przedzierałam się przez tłum w poszukiwaniu przyjaciół. Co chwila się o kogoś ocierałam, a ciągle zmieniające się kolory świateł nie ułatwiały mi poszukiwań. Nagle wpadłam na czyjś tors.
- Przepraszam. - wydukałam i zamierzałam odejść w celu dalszych poszukiwań.
- Zastanowię się czy Ci wybaczę. - nawet mimo głośnej muzyki rozpoznałam ten głos. Odwróciłam się nagle i zmroziłam swojego rozmówcę wzrokiem.
- Ty też mógłbyś uważać. - powiedziałam lustrując go wzrokiem co wywołało u chłopaka śmiech.
- Chwilę temu byłaś milsza. - skomentował.
- Niedawno udawałeś, że się nie znamy. - odparłam.
- Stwierdziłem, że nie będę informować Twojego chłopaka o okolicznościach, w których się poznaliśmy. - obdarzył mnie swoim chytrym uśmiechem.
Chłopaka? Czy ja się przesłyszałam? Postanowiłam nie uświadamiać mojego towarzysza, że Mike jest moim rodzonym bratem, a nie chłopakiem. Jego informacje mogą mi się przydać.
- Skąd znasz Mike'a?
- Poznaliśmy się niedawno. - odpowiedział wymijająco.
- Gdzie? - nie dawałam za wygraną.
- Na rekrutacji. - powiedział jakby była to najbardziej oczywista rzecz w życiu.
- Jakiej rekrutacji? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- Nie powiedział Ci? - chłopak również wyglądał na zdziwionego.
Pokręciłam głową.
- O to będziesz musiała zapytać swojego chłoptasia. - spoważniał.
- Pytam Ciebie. - mierzyliśmy się wzrokiem.
- Będziesz musiała zasłużyć. - powiedział z błyskiem w oku.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Spokojnie mała. - zbliżył się do mnie kładąc dłoń na mojej talii. - Nic strasznego. - ostatnie słowa wypowiedział już do mojego ucha.
Całe moje ciało spięło się, a przez jego oddech muskający moją szyję poczułam gęsią skórkę.
- Wcześniej wydawałeś się milszy. - odsunęłam się na bezpieczną odległość.
- Pozory mylą. - jego oczy hipnotyzowały. Zignorowałam to.
- Powiesz mi? - mimo tego iż nie mogłam się przy nim skupić wciąż przyświecał mi tylko jeden cel. Dowiedzieć się w co wpakował się mój brat.
- Dobrze. Pod jednym warunkiem. - przyglądał mi się uważnie. - Zawrzyjmy układ...

________________________________________

Przepraszam za taką przerwę, ale najpierw usunął mi się gotowy już rozdział i z tej złości nie mogłam skupić się na napisaniu go od nowa. Później miałam kilka ważnych spraw osobistych, a na koniec szkoła zabiera też dużo mojego czasu i energii.
Jeszcze raz bardzo, ale to bardzo przepraszam.

Mam cichą nadzieję na jakąś opinię odnośnie tego rozdziału. :)

Dobrego tygodnia! ;)

poniedziałek, 1 lutego 2016

(Nie) przypadek IV



- Skąd się znacie? - zapytałam spogląc na brata.
- W ostatnim czasie poznałem wielu ludzi. - odparł wymijająco, wyjeżdżając z parkingu.
- Mike, to nie jest odpowiedź. - powoli zaczęłam się irytować. Spowodowane to było nie tylko małomównym bratem co do znajomości z panem idealnym, ale także samym zainteresowanym, który przyjął sobie za taktykę udawanie, że mnie nie zna. Spojrzałam w lusterko wsteczne. Jechał za nami. Przewróciłam oczami.
Ale w sumie czego się spodziewałam? Tego, że po tym jak go potraktowałam będziemy dobrymi kumplami?
Brat włączył radio i zaczął podśpiewywać pod nosem. Ściszyłam je i uważnie się w niego wpatrywałam, aż w końcu zaszczycił mnie przelotnym spojrzeniem.
- Więc? - nie dawałam za wygraną, za bardzo ciekawiło mnie skąd ta dwójka się zna.
- Spodobał Ci się, czy co? - Mike wydawał się przytłoczony tą sytuacją.
Prychnęłam.
- I jeszcze czego.
- No to skończ, znam go to znam. Nieważne jak, co i dlaczego. - powiedział zatrzymując samochód w korku.
- Mikey... - jeknęłam.
- Ty nigdy nie odpuszczasz?
Pokreciłam głową.
- Mam to po bracie. Taki przystojny, wredny, ale kochany człowiek. Może znasz?
Do moich uszu dobiegł śmiech, ale chwile później chłopak spoważniał. Odchrząknął.
- Dowiesz się w swoim czasie, mała. - zrobił skręt w lewo, wjeżdżając na nasz podjazd. - W swoim czasie.
Wyłączył silnik, obdarzył mnie jednym z tych swoich słodkich uśmiechów i wysiadł.

***

- Amy, mówiłam Ci, że nie mam ochoty na żadną imprezę. - jeknęłam po raz kolejny do telefonu.
- Nie będziesz siedziała sama w domu! - dziewczyna mówiła tak głośno, że musiałam odsunąć urządzenie od ucha.
- Nie będę sama. Jest Mike. - to akurat nie do końca prawda. Jest, ale za chwilę wychodzi, moja przyjaciółka nie musi o tym wiedzieć. - Są rodzice, w końcu spędzę z nimi trochę czasu.
Wrócili w poniedziałek wieczorem, byli tak zmęczeni, że od razu położyli się spać. Nie widzieliśmy się ani razu w tygodniu. Mieli jakieś ważne spotkania odnośnie wydania najnowszej książki mamy. Praktycznie nie bywali w domu.
Usłyszałam dźwięk zbitego szkła, a sekundę później podniesione głosy rodziców.
- Amy, muszę kończyć. - powiedziałam wstając z łóżka.
- Ana! Jeszcze z Tobą nie... - nie dałam jej dokończyć rozłączając się.
Rzuciłam telefon na łóżko i będąc już przy drzwiach, usłyszałam wibracje. Nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, żeby wiedzieć, że to Amy. Wkurzona Amy.
Schodziłam po schodach, a do moich uszu dobiegały coraz to głośniejsze głosy.
- Co Ty sobie wyobrażałeś?! - zrozpaczony głos matki.
- I co?! Może za kilka miesięcy będziemy musieli przychodzić na Twój pogrzeb?! - tym razem zdenerwowany głos ojca.
Weszłam do salonu i zatrzymałam się w progu obserwując całą sytuację.
Mike z zaciśniętymi w pięści dłońmi i opuszczoną głową. Jego wszystkie mięśnie były napięte.
I rodziców. Mamę siedzącą na fotelu, chowającą twarz w dłoniach, a także ojca stojącego tuż przy jej boku, z ręką na jej ramieniu. Jego twarz nie wyrażała w tym momencie żadnych uczuć.
- To moje życie, mogę robić z nim co chcę. - wycedził Mike przez zęby odwracając się i ruszając w moim kierunku. - I jeżeli umrę, nie musicie fatygować się na pogrzeb. - dodał nie obdarzając ich nawet spojrzeniem na co matka zaniosła się jeszcze większym szlochem. Otarł się o moje ramię i szedł w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy trzasnął drzwiami przerwałam panującą ciszę.
- Co tu się stało? - zapytałam.
Zignorowali mnie. Tata przykucnął przed mamą i złapał jej twarz w swoje dłonie. Otarł jej łzy i uśmiechnął nieznacznie.
- Już dobrze skarbie. - powiedział nadzwyczajnie spokojnie. - A teraz idź się popraw, bo zaraz wychodzimy.
Dopiero teraz zauważyłam, że mają na sobie wyjściowe stroje.
Matka kiwnęła głową i wstała.
- Ana, zaraz wychodzimy, jak chcesz możesz iść z nami. Mamy dzisiaj przedpremierowe spotkanie odnośnie książki mamy.
- Doprawdy? - nie dawałam się zbyć.
- Idź się ubierz. - powiedział.
Prychnęłam i pobiegłam w stronę drzwi.
Wybiegłam w momencie, w którym brat wyjechał z garażu nawet się nie zatrzymując.
- Mike!
Pobiegłam za nim, stając na drodze obserwowałam jak się oddala.
- W co Ty się wpakowałeś, Mikey. - powiedziałam sama do siebie.
Wróciłam do domu, w którym ojciec zamiatał zbity dzbanek.
- Idziesz z nami? - zawołał, gdy wbiegałam po schodach.
- Niedoczekanie Twoje! - odkrzyknęłam trzaskając drzwiami od swojego pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i chwyciłam telefon. Zignorowałam 3 połączenia od Amy, 2 od Liv i wybrałam numer brata.
- Cholera. - mruknęłam sama do siebie.
Ma wyłączony telefon.
Opadłam na poduszki. I co teraz? O co im poszło? Dlaczego do cholery nikt nic nie mówi?!
"Spokojnie. Wszystko się ułoży." - powiedziała moja podświadomość.
Po dłuższej chwili usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Zerwałam się szybko, z nadzieją, że to Mike.
Westchnęłam. Amy.
"Idź. Zabaw się. Nie będziesz przecież siedziała sama w domu." - podpowiadała podświadomość.
Przeciągnęłam palcem po ekranie.
- Już się zbieram. - westchnęłam.
W odpowiedzi usłyszałam pisk radości. I stłumione słowa Amy, które były skierowane najprawdopodobniej do Liv, że jednak wybieram się z nimi.
- Za pół godziny będziemy. - jej entuzjazm, muszę przyznać, był odrobinę zaraźliwy.
- Emm, a Dave też będzie? - zapytałam przełykając gulę w gardle.
Cały tydzień nie było go w szkole. Liv twierdziła, że jest chory, ale tak naprawdę, nawet nie wiedziała na co.
- Nieee, podobno nadal jest chory i nie wychodzi ze swojego pokoju. - powiedziała bardzo szybko, a w między czasie można było usłyszeć potakiwania Liv. - A teraz się zbieraj!
- Kochamy Cię! - Liv wyrwała telefon mojej poprzedniej rozmówczyni.
- Oddawaj... - usłyszałam rozbawione warknięcie. - do zobaczenia! - tym razem była to Amy.

*** James ***

- Stary, naprawdę myślisz, że ją tu spotkasz? - po raz kolejny usłyszałem to pytanie z ust przyjaciela.
Kiwnąłem głową upijając łyk drinka rozglądając się po parkiecie.
Siedzieliśmy w loży umieszczonej na balkonie. Był stąd doskonały widok na cały lokal. Kelnerka właśnie przyniosła nasze zamówienie. Schylała się nad stolikiem, zbierając szklanki i ukazując swoje walory ledwie przykryte wydekoltowaną bluzeczką. Otarła się o mnie niby niechcący wylewając na swoją spódniczkę zawartość jednej z niedopitych szklanek.
- Upss... - mruknęła unosząc rąbek ubrania wyżej.
- Pani już podziękujemy. - wtrącił Luke.
Oburzona dziewczyna pozbierała resztę naczyń i oddaliła się przesadnie machając biodrami. Odprowadziłem ją zniesmaczonym wzrokiem. Kiedyś może nie przepuściłbym takiej okazji, ale nie dzisiaj, nie teraz. Zresztą, gdybym szukał taniej pani do towarzystwa udałbym się w inne miejsce, ale jak widać takie znajdą się wszędzie, bo do teraz uważałem ten klub za jeden z porządniejszych.
- Twoje zdrowie. - mój towarzysz uniósł szkło w górę. Skinąłem głową.
- Twoje również bracie. - stuknęliśmy się szklankami. - Twoje również.
Po kilku minutach podeszliśmy do barierki, która znajdowała się naprzeciw nas.
- Dlaczego akurat ona? - Luke próbował przekrzyczeć muzykę.
Wzruszyłem ramionami.
- Sam mówiłeś, że tak jakby jest zajęta. - kontynuował.
Kolejne wzruszenie ramion.
- To przypadkiem nie ona? - przyjaciel wskazał na grupkę osób podchodzących do baru.
Zacisnąłem dłonie na barierce i wytężyłem wzrok.
__________________________________________

Proszę, zostaw po sobie ślad. :)

Przepraszam za opóźnienia.
Miłego czytania i dobrego tygodnia! ;)